środa, 21 grudnia 2016

Chapter 18: "I don't ever want to see you again!"



Siedzieliśmy w sali kinowej oglądając jakąś romantyczną komedię. Było nawet okay, ale nie spodziewałam się, że Justin wybierze właśnie taki film. Wydawało mi się, że wolał horrory albo thrillery lub inne gówno.

Jak teraz tak się zastanawiam, to ja wcale nie lubię filmów. One nie mają kompletnie sensu. Nawet nie przedstawiają prawdy, tylko zmuszają ludzi do łudzenia się i myślenia, że wszystko jest jak w bajce. Nie, facet nigdy nie będzie kupował ci kwiatów, czekoladek, czy chociaż biegł za tobą przepraszając za kłótnię lub zdradę. Nie, szkoła to nie scena z High School Musical. I nie, życie to nie same rozrywki i imprezy... Trochę to głupie, szczególnie, że mogłam mu powiedzieć, że nie przepadam za filmami zamiast tracić czas... Jednak zdecydowałam się zamknąć buzię na kłódkę i oglądać razem z nim.

Szczerze powiedziawszy i tak za wiele nie pamiętam z tego filmu.

Justin siedział koło mnie zajadając się popcornem i wpatrując się w ekran. Na sali nie było wielu osób, co było zrozumiałe. Większość była w szkole lub w pracy, a my wagarowaliśmy...

-Co? - zapytał spoglądając na mnie. Dopiero wtedy zorientowałam się, że wgapiałam się w niego bez przerwy. -Nie podoba ci się?

-Po prostu nie mogę uwierzyć, że zdecydowałeś się pójść na taki film... Straszny kicz...

Dokładnie w tym momencie dziewczyna rzuciła się chłopakowi na szyję mówiąc mu, że wybacza mu i że wszystko będzie w porządku. Dla mnie to było żenujące... Ale może dlatego, że w moim życiu nic takiego się nigdy nie wydarzyło.

-Poważnie? To jest sztuka! - uśmiechnął się. Myślałam, że żartuje, ale on był w stu procentach poważny. Podniosłam brwi z zaskoczenia. Justin Dupek Bieber lubił komedie romantyczne i nawet się tego nie wstydził. Trochę mi zaimponował... Chociaż i tak uważałam, że to strata czasu...

-Sztuka? - powtórzyłam - Justin, oglądasz dwie osoby całujące się i mówiące sobie "kocham cię" co dwie minuty. To nie jest sztuka, tylko jakieś pierdoły.

Justin odłożył popcorn na bok i przełknął ostrożnie po czym zaczął mówić.

-Wydaje mi się, że uważasz ten film za kicz, ponieważ nigdy nie byłaś w dobrym związku.

-Nie mów o mnie jakbyś mnie znał...

-Okay. Powiedz mi tylko... Czy ty naprawdę go kochałaś?

Wiadomo, że chodziło o Jasona. Problem był w tym, że ja nie wiedziałam.

-Nie wiem. Tak myślę... Chociaż były dni kiedy go nienawidziłam.

Justin pokiwał głową.

-Czyli twój związek nie wyglądał tak jak w tym filmie.

Parsknęłam śmiechem na jego komentarz. Jakaś kobieta zaczęła mnie uciszać, więc schowałam się za Justinem ze wstydu i przeprosiłam. Ponownie spojrzałam na Justina uśmiechając się do niego i kręcąc głową.

-Poważnie?

-Tak, poważnie. Jeżeli nigdy nie poczułaś się jakbyś była najważniejszą osobą na świecie dla swojego partnera, to znaczy, że nie byłaś w dobrym związku. Oczywiście, są złe i dobre momenty, ale w związku chodzi o bycie ze sobą dla siebie. Nie chodzi o mówienie sobie, że jest się perfekcyjnym, tylko odkrywanie tych perfekcji każdego dnia, aż zdajesz sobie sprawę, że są dla ciebie idealni, niezastąpieni. Widzisz Hope, tak naprawdę, miłość jest wtedy, gdy jesteś sama i zdajesz sobie sprawę, że brakuje ci kogoś na kim ci zależy, bo razem jesteście lepsi, silniejsi i po prostu perfekcyjni, rozumiesz? - wyszeptał szybko i zanim zdążyłam jego słowa przemyśleć, przybliżył się do mnie i spojrzał mi w oczy - Żeby to zrozumieć musisz to przeżyć.

Usta Justina pojawiły się niesamowicie blisko moich i aż serce podskoczyło mi do gardła. Czułam jego ciepły oddech na moich wargach, a jego oczy wpatrujące się w moje. Złapał moją twarz w jego ręce i zaczął przejeżdżać wargą po moich ustach.

-Ty żartujesz, prawda? - szepnęłam, mój głos drżąc od stada motyli w moim brzuchu i ciarek przechodzących mi po plecach. Chciałam, żeby mnie pocałował, żeby chociaż raz dotknął mnie tak, jak w tym cholernym filmie. Spojrzałam mu prosto w oczy nie wierząc, że nadal był tak blisko mnie. Złapał mnie za nadgarstek i przejechał ręką po moich palcach splatając je razem. Poczułam szorstką powierzchnię pod moimi palcami i spojrzałam na nią. Justin nagle się odsunął i uśmiechnął łobuzersko.

-Tak, żartuję. - wystawił język. Otworzyłam dłoń widząc brudny papierek od słomki i zaczęłam się śmiać, w tym samym czasie rzucając w niego jego śmieciem.

-Jak mogłeś?! - wykrzyknęłam, znów przypominając sobie, że jesteśmy w kinie. Schowałam się za nim, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Justin spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Wzruszył ramionami.

-Pokazałem ci jak to jest w tym chujowym filmie. Miłość, kiedy nigdy się tego nie spodziewasz. - zaśmiał się i dopiero w tym momencie przypomniało mi się, jak bardzo chciałam, żeby mnie pocałował. Coś ukłuło mnie w serce i wiedziałam, że byłam zbyt naiwna.

-Nie rób tak więcej, bo poważnie mnie przestraszyłeś. - szepnęłam.

-Wydawało mi się, że ci się podobało... - puścił oczko i z powrotem odwrócił się do ekranu zajadając się popcornem.

Spuściłam głowę rumieniąc się niekontrolowanie.

-Ja - odchrząknęłam - muszę iść do toalety...

Bez słowa więcej, wstałam i skierowałam się do damskiej toalety. Zrobiło mi się gorąco i zakręciło mi się w głowie...

Co ja sobie wyobrażałam? Nie mogę się tak do niego przywiązywać. Jestem prawie pewna, że wiedział już, że działał na mnie jak nikt inny. W co on się ze mną bawił? I dlaczego próbował bawić się moimi uczuciami jakby były niczym?

Przemyłam twarz i ręce, próbując uspokoić się i wróciłam na salę kinową. Justin już nawet nie patrzył na ekran, tylko w swój telefon, wystukując coś ze złości. Jego zmarszczone brwi rozluźniły się trochę, gdy usłyszał szelest moich spodni ocierających się o fotel.

-Wszystko w porządku? - zapytał.

-Tak. A z tobą? Nie wyglądasz na zbyt szczęśliwego...

-To nic takiego. Moja mama napisała, że przyjeżdża mnie dziś odwiedzić.

-Rozumiem, że to dlatego jesteś zły.

-Po prostu nie rozumiem, dlaczego... Nie prosiłem jej o wizytę.

-Może ma ci coś ważnego do powiedzenia, albo po prostu chce zobaczyć jak się czujesz. Jest przecież twoją matką. Czemu chociaż nie uszanujesz jej decyzji i nie zaprosisz jej raz na ruski rok do swojego mieszkania? - zapytałam już bardziej zdenerwowana. Wkurza mnie jego podejście. Mama to mama, nie ważne, czy za bardzo się martwi, czy zrobiła coś złego. Zawsze jest jakieś wyjaśnienie, jakiś powód dlaczego. I w tym wypadku, mama Justina po prostu się nim opiekowała. Czy było to aż tak trudno zrozumieć?

-Na pewno dobrze się czujesz? - szepnął - Wydaje mi się, że to ty jesteś zdenerwowana, a nie ja.

-Po prostu ten film to gówno i nie chcę już tu być.

Jego twarz zamarła. Przestał robić wszystko to, co przed chwilą zaczął i wstał z miejsca zabierając swoją kurtkę.

-Chodźmy więc.

Po chwili, wstałam i ja, próbując za nim nadążyć. Chyba spadł deszcz, bo gdy wyszliśmy z kina, ulice były mokre. W milczeniu weszliśmy do jego auta, zapinając pasy i udając, że wszystko było w jak najlepszym porządku.

Jadąc w niewiadomą stronę, Justin parsknął złośliwie zaciskając ręce na kierownicy.

-Spójrzmy na siebie. Ty jesteś wybuchowa, a ja niezdecydowany. Może spędzanie ze sobą czasu nie jest najlepszą opcją.

-Nie za bardzo rozumiem - powiedziałam cicho marszcząc brwi.

-Twój nastrój zmienił się ze szczęśliwego na wkurwiony w dwie sekundy. Jakieś wyjaśnienie, czy może spotkałaś Jasona po drodze do toalety?

-Jak możesz?! Dobrze wiesz, że nie lubię o nim rozmawiać, więc proszę cię, nie pytaj mnie więcej o niego - o mój Boże, ale się zagotowałam. Dlaczego ja kiedykolwiek chciałam z nim spędzać czas? Jest bezczelny i w ogóle nie szanuje moich decyzji. -To ty bawisz się mną jakby nie było jutra. Co to było z tym pocałunkiem w kinie? Myślisz, że możesz rozpierdalać moje uczucia w różne strony, kiedy ci się podoba?! Przecież wiesz, że cię lubię i czuję coś do ciebie, więc po co to wszystko?! - wykrzyknęłam. Jego głowa odwróciła się w moja stronę. Jego brwi wystrzeliły w górę. Dopiero wtedy zorientowałam się, co powiedziałam. Bez przerwy postanowiłam mówić dalej. -Poza tym kto to mówi?! To ty jesteś jakiś bipolarny i nie możesz się zdecydować! Jesteś taki arogancki i generalnie mam cię dosyć! Po prostu zawieź mnie do domu i dajmy sobie spokój!

Jego twarz skamieniała. Chyba nie wiedział co powiedzieć. Jedyne, co zrobił to jechał dalej nie zmieniając drogi. Wiedziałam już, że ponownie kierujemy się w stronę jego domu.

-Chciałaś znać część mnie, więc teraz masz - burknął, gdy byliśmy już pod jego domem. Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale chwilę potem zobaczyłam wysoką figurę, kroczącą w naszą stronę. Justin wysiadł z samochodu i podszedł do niej leniwie, przytulając ją do siebie. Ta uśmiechnięta, rzuciła mu się na szyję, całując go w policzki chyba z milion razy i radując się nieskończenie. To dziwne, że Justin i jego mama nie byli ani trochę podobni do siebie z wyglądu...

Wyszłam w końcu z samochodu, postanawiając się przywitać. Justin zerkając na mnie, odwrócił swoją mamę w moją stronę i przerywając jej w połowie zdania, powiedział szybko:

-To jest Hope. Moja koleżanka ze szkoły - spojrzał na mnie automatycznie spuszczając głowę. -A to, Hope, jest moja mama.

-Bardzo miło mi panią poznać - powiedziałam cicho wyciągając rękę. Bez słowa otuliła swoje ręce wokół mojego ciała, a ja bezsilna, powtórzyłam ten sam gest. Nie lubiłam, gdy ludzie za szybko próbowali się zaprzyjaźnić. Cóż mogę powiedzieć... Jestem introwertyczką.

-Och, mi ciebie też, kochanie! Nie mogę uwierzyć, że Justin w końcu kogoś znalazł. Tyle musiałam czekać, ale widzę, że warto było. - na jej słowa niemal wytrzeszczyłam oczy. Justin zaczął dukać i tłumaczyć, że jestem tylko jego koleżanką i że mamy razem chemię, ale ona jak głucha, prowadziła rozmowę ze sobą.

W pewnym momencie uciszyła głos i złapała Justina za rękę.

-Jeżeli już mówimy o parach, to mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia. - pociągnęła go za sobą, a ja po prostu wlokłam się za nimi jak jakaś kukła. -Chciałam, żebyś poznał kogoś bardzo ważnego!

Otworzyła drzwi od mieszkania Justina i aż zabrakło mi powietrza w płucach. Wszystko było tak strasznie nienormalne i szalone. Jakim cudem? Dlaczego? Osunęłam się na podłogę próbując złapać grunt podpierając się rękami. Wszyscy jednym tchem odwrócili się w moją stronę, ale nie było niczego, co mogłoby zmienić bieg wydarzeń, ponieważ tam, w drzwiach, stał mój tata, ubrany w ten sam garnitur, w którym chodził na kolacje z mamą, nosząc spinki do mankietów, które dałam mu na urodziny i wyglądając jak nowonarodzony, po zgoleniu swojej brody...

-Wszystko składa się w całość... - szepnęłam widząc zamazany obraz przed oczami. - Jak mogłeś?!

W jednej chwili odbiłam się od ziemi i podbiegłam do niego uderzając pięściami w jego klatkę piersiową.

-Hope, ja - próbował wytłumaczyć, ale nie mogłam się opanować. Miałam nadzieję, że to będzie jego ostatni oddech i obraz mnie spierającej mu dupę. Nienawidziłam go, jeszcze bardziej niż wcześniej. Jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Jak mógł, jak mógł...

Moje pięści teraz w powietrzu, zostałam złapana przez Justina. Jego dłonie zakrywały moje i widziałam, że z całych sił próbował nie wyglądać na sfrustrowanego. Wybuchłam żałosnym szlochem przeklinając mojego ojca, który wolał spotykać się z kobietami niż wrócić do mojej mamy... Justin otulił mnie, głaszcząc mnie po głowie i ocierając moje łzy.

-Idźcie stąd - warknął. -Przyjedźcie kiedy indziej.

-Ale Justin-

-Mamo, jedź! Porozmawiamy później - powiedział głośno, nadal przytulając mnie. Jeszcze raz próbowałam się wyrywać by dogonić tego chuja, ale jedyne co czułam to bezsilność. Gdy usłyszałam warkot silnika i zamykane drzwi, było już za późno. Otarłam szybko łzy odpychając Justina od siebie z impetem.

-Po co to zrobiłeś?! Po co mnie powstrzymywałeś?! Ty nic nie rozumiesz! - krzyczałam mu prosto w twarz, łzy nadal zasłaniając mi pole widzenia.

-Hope, uspokój się. - przybliżył się, łapiąc moje dłonie.

-NIE! Nie dotykaj mnie! Nie chcę cię już więcej widzieć. Zostaw mnie- łkałam nie mogąc dokończyć zdania. -Zostaw mnie w spokoju!

I tak, zostawiając go osłupiałego, uciekłam. Biegłam bez przerwy, aż nie miałam tchu, aby potem znów płakać i tracąc oddech, i tak w kółko.

Gdyby to tylko był jakiś gówniany serial, mogłabym powiedzieć "och, ironio"...








1 komentarz: