Jego czerwony samochód stał dokładnie naprzeciwko drzwi wejściowych naszej szkoły. Szłam za nim, a raczej byłam ciągnięta, gdyż nie miałam innego wyjścia. Ale wcale nie narzekałam. Ile dziewczyn marzyłoby o tym właśnie momencie? Pewnie tysiąc. Więc dlaczego ja się nie cieszyłam? Nie przeszkadzało mi to, ale też nie odpowiadało.
W końcu puścił moją rękę. Zaczął grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu kluczyka do samochodu. Uśmiechnęłam się, gdyż widziałam jak bardzo był zakłopotany.
-Kurwa! - krzyknął i poddał się spuszczając głowę.
-Nie denerwuj się. - szepnęłam -Zawsze można inaczej wykorzystać twój samochód. - posłałam mu sprośny uśmiech i aż sama nie mogłam uwierzyć, że przed chwilą to powiedziałam.
Podniósł brwi w oczekiwaniu na ciąg dalszy.
-No to weźmiesz mnie na tej czerwonej masce, czy nie? - zrobiłam pretensjonalną minę i wybałuszyłam oczy. Justin wybuchnął śmiechem. Ja wraz z nim.
-Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową nadal się śmiejąc.
-I właśnie za to mnie kochasz. - puściłam mu oczko.
***
Spoglądałam na niego siedząc w samochodzie. Jego oczy śledziły światła i znaki ruchu drogowego. Był tak bardzo skupiony na drodze, że nawet nic nie powiedział odkąd wsiadłam. Między nami była wielka cisza, która widocznie nie sprawiała mu wiele dyskomfortu. Odwróciłam głowę do okna i uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Przynajmniej już się nie kłóciliśmy. A mnie zależało na jego obecności. Szczególnie, że chciał mnie chronić.
-Nic nie powiesz? - burknął.
-A co chcesz żebym powiedziała?
-Nie wiem, cokolwiek. Żebym przynajmniej wiedział, ,że żyjesz, tu na tym siedzeniu.
-Żyję. - zaśmiałam się cicho. Reszta drogi była taka sama jak poprzednia. Oglądałam drzewa, rośliny, które nie były nawet w połowie tak ciekawe jak Justin. Ale mama kiedyś mówiła, że trzeba pokazać chłopakowi jaka niezależna jestem, jak bardzo go nie potrzebuję... Nie wiem czy to prawda, ani czy działa, ale w tej właśnie chwili chciałam być jak najbliżej Justina.
W trakcie jednej sekundy moja głowa odbiła się od zagłówka, z powodu nagłego zahamowania.
-Kurwa! - wrzasnął, powtarzając ten sam odruch, co ja wcześniej. Jak najszybciej odpiął pasy i wyszedł z samochodu podchodząc do pojazdu przed nami. Zapukał do okna i zdenerwowany zaczął krzyczeć na kogoś w środku. Potem zobaczyłam jak podają sobie ręce i Justin opiera się o ramę auta. Otworzyłam okno by usłyszeć o czym rozmawiali.
-Próbuję jak mogę... Tak, kurwa... Tak... To wymaga czasu, wiesz? Po prostu nie zabij mnie w trakcie tego twojego planu, dobrze? Świetnie.
Nagle okno nieznajomego zamknęło się i Justin wrócił do środka.
-Przepraszam. - powiedział zdyszany.
-Kto to był?
-Mój sąsiad.
-Masz sąsiadów? - uśmiechnęłam się. -Może poznasz mnie z nimi? Jest wysoki? W moim wieku?
Justin nic nie odpowiedział, tylko spiął się.
-Tylko raz byłam w twoim domu. W dodatku myślałam, że zostałam porwana. - zaśmiałam się cicho.
-Tak jakoś wyszło. - odburknął.
-Okej, przepraszam, że zapytałam. - odwróciłam się od niego zrezygnowana.
-Tylko nie zaczynaj, dobra?!
-Nie zaczynać czego? - zmarszczyłam brwi.
-Po prostu... Nie rób scen, błagam.
-Nie robię scen. To ty zachowujesz się dziwnie. - posłał mi groźne spojrzenie. Przez resztę drogę postanowiłam w ogóle się nie odzywać.
Piętnaście minut potem byliśmy na miejscu. Justin zatrzymał się, po czym po prostu siedział w samochodzie nie ruszając się. Zauważyłam, że byliśmy pod jego domem.
-Przepraszam. - powiedział cicho. -Ten chłopak w samochodzie? To jakiś idiota. Nie za bardzo wiem kim jest, ale jest strasznie denerwujący. Nie daje mi spokoju.
-Może powinieneś zadzwonić na policję?
-To chyba nie jest dobry pomysł.
-Jak chcesz... - uśmiechnęłam się - Co robimy pod twoim domem?
-Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar się przebrać i ruszyć na miasto. Mam na myśli pewną imprezę. Poznasz parę moich znajomych, a Daniel i reszta przyjdzie potem.
-Okej, ale tym razem zero alkoholu dla mnie. Ostatnio źle się to skończyło... - zarumieniłam się, na co Justin zaśmiał się cicho. Wyszedł z samochodu zatrzaskując drzwi i skierował się do wejścia. Wyjął klucz, włożył do zamka, po czym wszedł trzymając dla mnie drzwi.
-Chcesz coś do picia?
-Wodę?
-Na pewno? - otworzył lodówkę. -Mam sok pomarańczowy, Colę, mleko. Zrobiłem zakupy odkąd ostatnio tutaj byłaś.
-Niemożliwe! - wykrzyknęłam posyłając mu sarkastyczny uśmieszek. -W takim razie, poproszę sok.
- Okay. - powiedział i podał mi pełną szklankę.
-Dziękuję. - wzięłam łyk i przełknęłam głośno. -Mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.
-Czy mieszkasz tu sam? - Justin posłał mało przyjazne spojrzenie. Speszyłam się, ale nie cofnęłam pytania. Kiedyś w końcu musi mi odpowiedzieć.
-Tak. Moi rodzice nie byli przykładową parą. Zawsze się kłócili. Mój tata nie był typowym mężem i wiele razy wychodził z innymi kobietami na "spotkania businessowe". Mama dowiedziała się dopiero jakieś dwa lata temu. Od tamtego czasu nie rozmawiałem z nią, bo zaczęła kontrolować moje życie w stu procentach.
-Pewnie chciała cię mieć przy sobie. Chciała się tobą zaopiekować.
-Hope, ja mam 18 lat. Wiem jak o siebie zadbać.
-Przecież to twoja mama. Ona cię kocha.
Justin westchnął ciężko i spuścił głowę. Mogłam usłyszeć jego ciche oddechy pomiędzy niemalże niesłyszalnym śmiechem.
-Ty nie rozumiesz. - skwitował - Ona jest nadopiekuńcza. Rok temu zadzwoniła do mnie i powiedziała, że mam wracać do domu, bo w miasteczku 50 kilometrów dalej była wichura. Ja jej po prostu nie rozumiem. Jesteśmy innymi ludźmi. Nie potrafimy się porozumieć, więc jest lepiej teraz, gdy jestem sam i nikt mi nie przeszkadza w... - przerwał - i nikt mi nie przeszkadza.
-Skoro tak mówisz. - wzruszyłam ramionami.
Chwilę potem znów byliśmy w samochodzie. Justin postanowił pójść do kina, więc zgodziłam się, wytykając, że oglądanie telewizji lub filmu w domu jest o wiele tańsze i wygodniejsze, na co on tylko się oburzył i powiedział, że jeżeli mam problemy z kasą to może za mnie zapłacić.
-Myślałam, że przeszkadza ci to, że moja rodzina jest dziana - powiedziałam na jednym wydechu.
-Umm...
Zapadła cisza. Myślałam, że powie coś, ale on tylko siedział i trzymał kierownicę obiema rękami wciskając nerwowo pedał gazu.
-To nie tak - odparł w końcu -Po prostu byłem zazdrosny.
-Zazdrosny?
-Daj mi dokończyć. - odchrząknął i przełknął głośno ślinę. Zmarszczki pomiędzy jego brwiami zacieśniły się powodując lekki grymas na jego twarzy. -Zarabianie pieniędzy to dla mnie ciężki temat. Moja rodzina nigdy nie miała pieniędzy. Zawsze musiałem sobie znajdować pieniądze. Tata co prawda miał pieniądze, ale wolał ich nie wydawać na mnie i mamę. Ja natomiast pracowałem, od rana do nocy, wkładając w moje profesje dużo potu i krwi. Przykładem jest ten wypadek w Seattle.
-Ale mówiłeś, że to coś zupełnie innego. Byłeś okradziony w biały dzień, tak?
Pokiwał głową.
-Dlatego, że sam kradłem i sprzedawałem narkotyki.
Tak po prostu. Powiedział to, jakby to nigdy się nie zdarzyło.
-To twoje hobby? - zapytałam. Justin wybuchł niepohamowanym śmiechem.
-Nie. - odparł -Raczej nie miałem wyjścia. Ale to już koniec. Już nigdy nie dam się wciągnąć w ten business.
To moje dokładne słowa... Gdy byłam zła na Jasona za to, że poddałam się bez słowa temu całemu gównu...
-Więc pracowałeś dla kogoś?
-Tak. W Seattle.
Czekałam, aż odpowie. Chciałam wiedzieć kto to był. Może ktoś, kogo poznałam wcześniej. Może ktoś z mojego gangu...
-Dla Jasona - powiedział w końcu. Serce podskoczyło mi do gardła. Nagle obleciał mnie strach i z całych sił próbowałam się opanować, ale w kącikach oczu pojawiły się słonawe łzy. Siedziałam tam, nie będąc w stanie nic powiedzieć, moje dłonie drżały bez przerwy.
Jason i Justin znali się... Obaj byli w gangach, zarabiali zabijając, ścigając się i sprzedając biały proszek, który wywoływał zawroty głowy i wymioty.
Część mnie chciała uciec. Zwinąć się w kulkę, już nigdy nie rozmawiać z Justinem, odciąć się od całego świata, zapomnieć o tym, że istnieje czas... CHCIAŁAM UCIEC OD WSZYSTKIEGO I WSZYSTKICH...
Lecz część mnie chciała mu powiedzieć... Powiedzieć o wszystkim: o tym, że ja też jestem w gangu, zarabiam brudne pieniądze i robię to, co mi każą. Żyję każdy dzień w stresie i lęku, że moja mama dowie się o wszystkim co się zdarzyło, a co ukrywałam przed nią przez ostatnie 3 lata... O tym, że wcale nie jestem tą samą Hope jaką byłam, gdy miałam 15 lat i jak bardzo bym chciała już nigdy nią nie będę.
W tamtym momencie mogłam mu powiedzieć cokolwiek miałam na myśli. Mogłam wyżalić się. Może nawet zbliżylibyśmy się do siebie mając te same wspomnienia i obrazy w głowach. Mogłam mu powiedzieć cokolwiek chciałam, ale zamiast tego siedziałam tam, na siedzeniu jego nowo pachnącego samochodu, z drżącymi rękami, patrząc w pustą przestrzeń. Wszystko co potrafiłam wypowiedzieć to ciche "przepraszam". Ponieważ było mi naprawdę przykro, że został w tą wciągnięty, że poznał Jasona i żył w strachu przez te kilkanaście miesięcy.
On też nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się i wziął moją rękę splatając nasze palce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz