piątek, 22 listopada 2013

Chapter 3: ''It's not the right time for memories.''

Hope
Obudziłam się cała spocona, czując ,że coś się dzieje. Jestem pewna ,że nie tylko ja mam takie impulsy ,ale to zaczynało robić się chore. Coś było nie tak i ja dobrze o tym wiedziałam. Pierwsze co sprawdziłam to pokój moich rodziców. Odetchnęłam, gdy mama z tatą leżeli w łóżku i spali.
Wróciłam do pokoju przeczesując włosy ,chciałam jakoś zasnąć ,ale za każdym razem te obrazy powracały. Wspomnienia ,których nigdy nie mogłam wygasić ,chociaż tak bardzo chciałam.
Dopadł mnie okropny ból głowy ,złapałam się za głowę i znowu kolejna karta zdjęć z przeszłości mignęła mi przed oczami.

-Patrz na mnie,gdy do ciebie mówię ,Hope.-szepnął powoli unosząc moją brodę do góry.-Poradzisz sobie i ja ci to mówię. Jesteś silna ,tak? 
-Nie. Nie mogę tego zrobić. Nie rozumiesz? Nie potrafię. - łzy spływały po mojej twarzy szybciej niż bym się tego spodziewała. Mój puls był przyspieszony. Nie mogłam opanować oddechu. 
-Zrobisz to! - szarpnął moim ramieniem. Jego rysy twarzy się zaostrzyły ,a ja byłam tak cholernie przestraszona. Na chwilę złagodniał ,puszczając moją rękę.
-Nie poznaję cię. - szepnęłam i kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. 
-Po prostu zrób co ci powiedziałem ,a później wrócimy do domu! - krzyknął zbyt głośno. 
Wyrwałam się z jego uścisku ,w którym znowu mnie uwięził.
-NIE! My nie mamy domu! TU nie ma domu! - gestykulowałam moim palcem przed jego oczami dając mu znak ,że ma słuchać. -To ty wprowadziłeś mnie w to całe gówno ,w które nigdy nie chciałam się wplątać.- otarłam ostatnie łzy. -Ale ja tego więcej nie zrobię. Kończę z tym. I mam to w dupie ,czy zaczniesz mnie szukać ,czy nie. Obiecałeś ,że mnie kochasz ,że będzie okej...Ale nie jest. 
Wyrzuciłam tą przeklętą broń na podłogę ,kopiąc pod jego nogi. Odeszłam ,spoglądając już ostatni raz. Ostatni obraz - on przykładający pistolet do skroni ,a ostatnie co słyszałam to ten potworny odgłos strzału i on szepczący ''nadal Cię kocham ,Hope''.

Potarłam głowę od bólu. Miałam nie żyć wspomnieniami ,tak? Co sobie przyrzekałam? Głupia ,głupia, głupia!

Atmosfera w samochodzie nie była zbyt przyjazna. Mama ślepo spoglądała w obraz przed nami. Stary szpital - zasłonięte okna pokoi szpitalnych ,białe ściany i drzwi. Coś czego na pewno nie zapominasz przed śmiercią... 
-Mamo ,wszystko w porządku? - jej mokre policzki błyszczały w świetle ulicznych świateł. Złapałam ją za rękę. Była zimna i drżała.
-Tak. - chciała powstrzymać łzy ,ale nie udało jej się. 
-Nie musisz tam iść. Mogę pójść do Henry'ego sama. - ścisnęła moją rękę ,a mnie zaczęły pojawiać się łzy w kącikach oczu. Była taka słaba... 
-J-jest w porządku. Ale nie wiem czy chcę tam iść. To dla mnie za dużo. - spuściła głowę. 
-Nie martw się mamo. - uśmiechnęłam się słabo i wyszłam z samochodu. Wiatr rozwiewał moje loki, a ręce momentalnie zmarzły. Weszłam tam ,szukając sali numer 31...Drzwi były przymknięte. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Leżał tam. Mój mały braciszek.
-Cześć. - powiedziałam próbując powstrzymać łzy i uśmiechnęłam się do niego. -Jak się czujesz?
-Jest okej. Jest gdzieś mama? - przewrócił się na bok ,patrząc mi w oczy. Były takie piękne.
-Poszła...Musiała pójść do toalety. - uśmiechnęłam się słabo.
-Nie jestem głupi ,Hope.  
-Będzie dobrze ,Henry. Zaraz przyjdzie. - wzięłam jego rękę i ścisnęłam lekko. 
-Lubię gdy jesteś bez makijażu. - popatrzył na mnie ,a mnie zaszkliły się oczy i uśmiechnęłam się. -Wyglądasz inaczej. 
-Dziękuję. - zaśmiałam się lekko. -Co powiedział lekarz? 
-Że już niedługo i wyzdrowieję. Że mam się nie bać. - patrzył nadal. Bez żadnego wyrazu w oczach. Bez niczego. Tak jakby zapomniał. Jakby nigdy tu nie był. 
-Naprawdę? To świetnie ,kapitanie. - uśmiechnęłam się ,a jedna łza spadła na moją koszulę. -Poczekaj ,dobrze? Sprawdzę co mówi lekarz. 
Puszczając jego rękę wstałam i skierowałam się do najbliższego lekarza ,który stał tam i wypisywał coś na papierze.
-Chciałam zapytać co z Henry'm? - stanęłam na wprost. Lekarz podniósł głowę i czekałam długo na jego odpowiedź. 
-Przykro mi. Zostało mało czasu. Próbowaliśmy coś zro... 
-Ile? 
Długa i potworna cisza. 
-Spytałam: Ile? - powiedziałam zbyt stanowczo ,ale nie mam czasu na taką paplaninę.
-Tydzień ,może dwa. 
-Co? Jak to? - złapałam się za głowę. Parę łez uleciało z moich policzków na podłogę. -Przecież dwa tygodnie temu mówiliście ,że ma cały rok. - teraz płakałam bez przerwy. Nie mogłam się powstrzymać. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Takiej pustki ,która się nie równa z niczym. Tak jakby w jednej sekundzie jedna twoja część umierała. I zostało jej tylko dwa tygodnie...
W pewnym momencie zobaczyłam Henry'ego stojącego w drzwiach. Podszedł do mnie swoimi małymi kroczkami ,wziął za rękę i popatrzył mi prosto w oczy.
-Ja się nie boję ,Hope. Więc ty też się nie bój.

Spojrzałam na zegarek. 2:38. Nie mogę zasnąć. Nie teraz po tych obrazach ,które znowu ukazały się po dwóch latach. Nie po tym wszystkim co przeszłam. Nie chcę. Nie chcę przechodzić przez to znowu.
To nie jest dobry czas na wspomnienia...


***

Ubrałam się i wrzuciłam do torby moje książki. Moje oczy były podkrążone. Pewnie od braku snu, ale się nie dziwię. Płakałam ,prawie dwie godziny. Przez Henry'ego. Przez wszystko co wydarzyło się w ubiegłych latach. I zrobiłam się słabsza ,bardziej zamknięta w sobie i...samotna.
-Śniadanie na stole! - mama krzyknęła z dołu.
Łapiąc swoją deskorolkę w rękę pobiegłam po schodach i jedząc szybko wybiegłam z domu.

***

-Hej , jak tam? - powiedziała Indie przypatrując mi się. Uśmiechnęła się radośnie. Spróbowałam odwzajemnić ,ale chyba wyszło mi to słabo. -Wszystko OK?
-Tak. - odpowiedziałam. 
-Na pewno? Wyglądasz blado i masz podkrążone oczy. - uśmiechnęła się pocieszająco. 
-Naprawdę? Widać? - przestraszona zakryłam oczy.
-Jest ok. Chcesz użyć mojego podkładu? - uśmiechnęła się.
-Dzi-dziękuję. Mogłabym? - popatrzyłam na nią.
-Pewnie! - powiedziała radośnie i wyjęła go z torby. Mała buteleczka i znaczek Chanel to pierwsze co zobaczyłam. Musiał być drogi. Ugh ,piekielnie drogi.
-Ja...nie mogę.
-Czemu? - spojrzała na mnie zdziwiona.
-Bo był drogi. Nie chcę ci go zmar... - nie potrafiłam dokończyć ,bo mi przerwała.
-Żartujesz ,Hope? Użyj go. - uśmiechnęła się.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się ,pierwszy raz szczerze.
-Wyglądasz pięknie z tym uśmiechem. Trzymaj go tak przez cały dzień.

***

Justin
Nie wiedziałem co zrobić ,dlatego nie robiłem nic. Była jeszcze przerwa ,jakieś 5 minut. I nie wiem dlaczego ,ale się denerwowałem. Tak cholernie ,że nie potrafię tego opisać. Za chwilę były lekcje i szczerze powiedziawszy? Wcale się nie cieszyłem. Byłem rozdarty. Nie potrafię tego jakoś ubrać w słowa ,ale ta dziewczyna...Ona chyba była inna. 
Ugh ,jesteś pewien?
Ale nie była taka jak te wszystkie dziewczyny w klasie. Może po prostu mnie nie lubiła? Nie zwracała na mnie uwagi ,nie patrzyła na mnie. I czułem się...dziwnie. Bo to nie tak ,że jestem jakimś kobieciarzem ,ale... nigdy nie szukałem dziewczyny w takim typie...
-Hej ,stary! - Daniel szturchnął mnie w ramię. -Jesteś tu w ogóle?
-Tak ,tak. Sorry. - poprawiłem swoje włosy i spojrzałem na chłopaków.
-Trochę ci zajęło ,żeby się obudzić. - Chris rzucił popijając Pepsi. -Co jest?
-Nic. Po prostu...- zatrzymałem się ,a Daniel nagle mi przerwał.
-Czekaj ,czekaj! Pewnie chodzi o jakąś laskę. Zgadłem? - popatrzył na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. Pokręciłem głową śmiejąc się jak głupi. -Zgadłem! Wiedziałem! - jego krótki śmiech -To która to laska?
-Cicho ,nie tak głośno. - pokręciłem głową znowu.
-No mów! - Chris pośpieszył mnie ręką.
-Dobra ,dobra! - uciszyłem ich ,czekając aż wszystkie ich oczy zwrócą się na mnie. -Ale ona jest inna...
-Oooł ,Justin się zakochał. - Philip dosiadł się do stołu śmiejąc się głośno.
-Nieważne. - uderzyłem go w ramię.
-No ale chcemy wiedzieć jej imię. - wszyscy popatrzyli na mnie w tym samym czasie. Chris skończył siorbać z puszki ,Daniel siedział cicho kończąc batonika ,a Philip po prostu opierał się o stół. Podrapałem się po głowie. Nagle dzwonek zadzwonił i wiedziałem ,że powinienem iść ,ale oni ciągle czekali ,więc tylko odrzekłem.
-Ma na imię Hope.

***
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Dziękuję za wszystkie komentarze!
~Mara


MOJE NOWE ODKRYCIE!!! CZYTAJCIE TEGO BLOGA ,JEST ABSOLUTNIE ŚWIETNY!

7 komentarzy:

  1. boziuuu ja chce kolejny rozdział, świetnie piszesz! @WeraDem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest świetny :) Taaki akuavshehxibd no po prostu świetny xx Bardzo się cieszę, że wysłałaś mi link do tego bloga, bo jest totalnie MEGA! Kocham Cię, normalnie :3 Uwielbiam Twój styl pisania i jestem w 100% pewna, że to opowiadanie będzie cudowne. Co ja gadam?! Już jest cudowne! Rozpisałam się chyba troszkę :D Ale no przepraszam, musiałam xD @Domixon

    OdpowiedzUsuń
  3. o boze, boze bozenkoooo ale jak to?! to najpierw chlopaka stracila no i pozniej brata , jezu a dlaczego , normalnie tak sie poplakalam i ogarnac nie moglam , a rozdzial jest po prostu hjsbcpnsjxonjew nie moge, naprawde nie moge sie juz nastepnego doczekac , kocham cie
    -mary <33333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnnyyy rozdział <3 Piszesz cudownie. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. "-Ma na imię Hope." Nie wiem czemu, ale ta końcówka mnie urzekła. Ten rozdział nie mówi wiele, zadaje pytania, wiele pytań. I dobrze. Mam nadzieję, że jeszcze długo przytrzymasz nas w niepewności. Zastanawiam się czy fakt, że dziewczyna nazywa się Hope ma jakieś znaczenie...mam nadzieję, że tak. Piszesz cudownie. To pierwsze opowiadanie jakie czytam o Justin'ie i szczerze mówiąc nie odczuwam, że to jest ff za co mega plus. Mogłabym czytać bez końca. Coś czuję, że pewnego dnia pójdę do księgarni i znajdę tam twoją książkę. Dużo sukcesów ~ @swarley_dude

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiem co napisać. Najlepszy blog na świecie! ♥

    _Just_die_

    OdpowiedzUsuń