niedziela, 9 marca 2014

Chapter 5: "You never told me you love me..."

Hope

Spojrzałam na zegarek. 5:34 - niby dwie godziny zanim mam wstawać ,ale tak bardzo nie mogłam spać. Myślałam o Nim. Zawsze przeszywał moje myśli ,przypominając mi o moich czarnych wspomnieniach. O mojej złej przeszłości. O tym jak bardzo mnie ''kochał''...

-Mam dla Ciebie niespodziankę. - szepnął w moje ucho ,a ja mimowolnie przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się. Przytulił mnie mocno i pocałował mnie w czoło. 
-Lubię twoje niespodzianki. - spojrzałam na niego.
-Nie masz wyjścia ,piękna. - zaśmiał się i podwinął kawałek mojej bluzki ,jeżdżąc palcami po moim brzuchu. Zamruczałam mu w usta ,gdy zaczął mnie całować. Podniósł mnie na swoją wysokość i złapał mnie za tyłek jeżdżąc rękami coraz wyżej. Nasz pocałunek był coraz głębszy ,a atmosfera stawała się gorętsza. Oderwałam się od niego na chwilę i spojrzeliśmy sobie w oczy, ale zaraz potem uszczypnął mnie w bok i całowaliśmy się dalej.  Zatrzymałam jego ręce i oderwałam się od niego. 
-Nie dzisiaj. - szepnęłam patrząc mu w oczy.
-Co się stało? - zmarszczył brwi nadal trzymając ręce po moich bokach.
-Nic. Po prostu nie chcę tego robić tutaj... I teraz. - westchnęłam i spuściłam głowę na jego naszyjnik ,obracając go w dłoniach.
-W porządku. Chodź. - pociągnął mnie za rękę, ale spróbowałam się opierać. 
-Mam iść tak? - odwrócił się do mnie i prześwietlił mnie od góry do dołu. 
-Ja nie mam nic przeciwko. W tych mega krótkich spodenkach wyglądasz seksownie. - zarumieniłam się i przygryzłam wargę. Oboje zaśmialiśmy się cicho. 
-Przestań. - zachichotałam. -Daj mi minutkę. - wbiegłam na górę ,zmieniając moją za dużą koszulkę i krótkie szorty na długie rurki ,koszulę i moją ulubioną dżinsową kurtkę i zbiegłam na dół. 
Stał tam i rozmawiał przez telefon. 
-Co?... Nie... Nie możliwe... Kurwa.... Powiedziałem ci już ,że nie ścigam się więcej... Nie,rozumiesz?... - spojrzał na mnie i nieco się zmieszał. -Będę kończyć... Okej ,przyjadę tam. - schował swój telefon do tylnej kieszeni i spojrzał na mnie drapiąc się po głowie.
-Coś się stało? - spytałam patrząc na niego.
-Przepraszam, będziemy musieli przełożyć tą niespodziankę. - objął mnie i pocałował w czoło. Odepchnęłam go lekko.
-To już któryś raz kiedy to robisz. A ja nawet nie wiem ,gdzie wychodzisz. 
-Jeżeli jeszcze raz zrobisz taką samą aferę co ostatnio ,to nie ręczę za siebie. - szepnął i westchnął.
Głucha cisza została pomiędzy nami. Gdy w końcu spuszczając głowę zdążyłam się odezwać.
-Zmieniłeś się. - podniosłam swoją głowę ponownie. -Nie dbasz. Masz coś lepszego do roboty.
-Nawet nie próbuj, Hay... 
-Nie nazywaj mnie tak ,nienawidzę tego. - obróciłam się od niego zmierzając w stronę kuchni. 
-Przestań, Hope. Znowu zaczynasz. - zmarszczył brwi ,celowo szukając czegoś na czym mógłby zawiesić wzrok. 
-Nie ,to ty zaczynasz. Powiedziałeś ,obiecałeś mi ,że skończysz z tym gównem. A nadal w nim siedzisz. - walnęłam pięścią w stół za mocno ,tak ,że nawet on drgnął. 
-Popatrz na mnie,Hope. Spójrz tu. - podszedł do mnie bliżej, ja niechętnie spojrzałam w jego stronę. Wiem,że znowu dałam za wygraną ,ale nie potrafię tego zatrzymać... 
Spojrzał na mnie ,próbując wziąć moją rękę, ale zabrałam ją.
-Posłuchaj. Mam inny sposób na zarabianie pieniędzy ,a na pewno inny niż twoi rodzice. I wiem, że ty tego nie potrafisz zrozumieć, ale może spróbujesz? Nic ci nie obiecałem-
-Czyli sugerujesz ,że powinnam się odczepić, tak? Że tak naprawdę nic nie znaczę...? Mogłam wiedzieć wcześniej. - odwróciłam się do niego plecami. -I jeżeli możesz ,to proszę wyjdź.
-Nie mogę. Nie jestem jednym z tych przykładnych chłoptasiów z twojej dzielnicy. Robisz jakieś afery, a ja mam naprawdę tego dosyć. Przepraszam, że nie jestem jak ci chłopcy. Że nie możemy być taką parą jak inni, ale zrozum w końcu,że nigdy nią nie będziemy. Jestem zbyt niebezpieczny...
-Ścigasz się? Sprzedajesz narkotyki,tak? Prostytuujesz się? A może sam masz jakąś firmę prostytuującą? Sypiasz z różnymi dziewczynami? Jesteś kasjerem w sklepie z alkoholem? - właściwie to nie wiem po co dodałam to ostatnie,było sarkastyczne i tak samo głupie i beznadziejne jak prostytucja. On nie może tego robić ,błagam nie...
-Hope, przestań. Masz jeszcze więcej pytań? - niemal widziałam jak groźnie na mnie patrzył ,a jego pięści się zacisnęły.
-Mam.
-Szkoda, że na żadne nie odpowiem. 
-Kochasz mnie? Nigdy nie powiedziałeś mi,że mnie kochasz... - spojrzałam mu w oczy z dość dużej odległości ,ale to nie powstrzymało nas od kontaktu wzrokowego. Jego rysy tak nagle złagodniały i spuścił głowę po chwili. Zapadła cisza, której żadne z nas nie chciało przerwać. Popatrzył na mnie po chwili ,nie mówiąc nic. Nasze oddechy były teraz zbyt ciche. Cichsze nawet niż zegar ścienny, który wisiał w kuchni. 
-Rozumiem. - powiedziałam bez wyrazu, bawiąc się palcami. -Myślałam inaczej.
-Kocham Cię. - powiedział cicho. 
-Nie potrzebuję twojej łaski, nagłego zmiłowania się. Nie o to mi chodziło. - zaczęłam iść w stronę kuchni ,aż czułam jak moje oczy pieką i nie mogłam się powstrzymać od łez, ale zamknęłam powieki i uderzyłam ręką w blat. On poszedł za mną, a raczej pobiegł; słysząc jak cicho jęknęłam z bólu. 
-Wszystko OK? 
-Nie. - spojrzałam na niego ,byłam tak wściekła. Zacisnęłam pięść, żeby powstrzymać ból choć niewiele to dało. 
-Pokaż. - powiedział i podszedł do mnie łapiąc moją dłoń ,ale szybko się cofnęłam. 
-Zostaw! - syknęłam. 
-Boli? - szepnął bardziej odpowiadając niż pytając i zamiast odejść ,podszedł do zamrażalnika ,wyjął lód i przyłożył mi do dłoni. 
-Kocham Cię. - szepnął po chwili patrząc mi w oczy.

On nie był takim zwykłym chłopakiem. Był czuły ,to fakt ,ale przed tym gdy wpakował się w to całe gówno: wyścigi, sprzedawanie drugów czy alkoholu. Okej ,przyznaję - był banalny ,jeżeli chodzi o te wszystkie prezenty: kwiaty i czekoladki, ale nie musiał tego robić. Nigdy go o to nie prosiłam.

Wstałam poprawiając włosy. Moje włosy nie były już tak niebieskie jak na początku wakacji. Odrosty były okropnie brązowe,a ja takich nie chciałam. Myślałam ,że jak zmienię kolor włosów to będzie inaczej, ale wcale nie było i nie jest. To już drugi rok gdy zmieniam kolor włosów. Ugh, nieważne. Kogo to obchodzi?

Justin

Siedziałem na kanapie obmyślając plan jak zaprosić Hope na tą imprezę. Była cholernie atrakcyjna. Nie to, że od razu chciałem się z nią umówić, bo szczerze powiedziawszy ,gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, pomyślałem ,że jest jakąś panienką z bogatej rodziny i zachowuje się jak dziwka... Ale wcale tak nie było. W sensie jest bogata ale inna. Jest atrakcyjna intelektualnie i seksownie się uśmiecha ,ale jej nieśmiałość mnie frustruje.
-Justin! - głos Chrisa przedarł się przez moje myśli.
-Hm? - odpowiedziałem zaspanym głosem.
-Pytałem czy przychodzisz na imprezę, ale jak zwykle spałeś na siedząco. - Chris spojrzał na mnie przewracając oczami. Właśnie kroił kanapkę na pół.
-Nie wiem. Ej, stary zrób mi kanapkę. Umieram z głodu.
-Co jest, Justin? - Chris spojrzał na mnie zza wysepki w kuchni.
-No jestem głodny, powiedziałem ci.
-Chodzi o zamyślanie się. Nie ma cię jak obudzić.
-Nic. Masz tą kanapkę?
-Tak. - złapałem torebkę ,którą rzucił mi Chris i oboje wsiedliśmy do mojego samochodu. Odpaliłem silnik i przyspieszyłem
-Ej, stary! Zwolnij! - Chris szturchnął mnie w ramię. Spojrzałem na niego i wcisnąłem hamulec.
-Po prostu wysiądź jak ci nie pasuje. - warknąłem zdenerwowany.
-Uspokój się i oddaj mi kluczyki. - spojrzał na mnie ,a po chwili zmarszczył brwi. - Stary, co się kurwa dzieje?!
Odwróciłem się do niego, żeby mu odpowiedzieć ,ale za jego plecami zobaczyłem te cholernie niebieskie włosy i jej czerwoną, porysowaną deskę. Miała na sobie jakąś koszulkę, kurtkę moro, krótkie spodenki i tenisówki i właśnie zakładała plecak na plecy. Minutę później skoczyła na swoją deskę i odepchnęła się nogą. Chris cały czas patrząc się na mnie podążył za moim wzrokiem i wytrzeszczył oczy.
-Kto to jest? - zapytał nie dowierzając.
-Nikt. - wkurzyłem się jego reakcją. -Stary, nie gap się tak na nią!
-Ale kurwa, ona jest gorąca. - uśmiechnął się. -Pojedź za nią! Niech pojedzie z nami samochodem. Założę się, że jest z naszej szkoły.
-Nie. - ruszyłem zbyt szybko, bo Chris uderzył głową w zagłówek.
-Justin, jaki masz problem?! Po prostu się zatrzymaj! - nie posłuchałem go i minęliśmy Hope, ale zaraz potem zwolniłem i poczekałem,aż do nas dojedzie. -Dzięki, stary.
Hope właśnie do nas dojeżdżała i odwróciła się tylko na chwilę w naszą stronę, ale potem gdy zobaczyła Chrisa uśmiechającego się do niej ,odwzajemniła i pojechała dalej.
-Trąbnij! - krzyknął Chris. Nie posłuchałem go, więc sam to zrobił. Hope zatrzymała się i spojrzała za siebie. Ja podjechałem trochę bliżej.
-Może chciałabyś zabrać się z nami? - zapytał patrząc się na nią. Aż mogłem sobie wyobrazić jak cieknie mu ślina. Uważał ,że była seksowna i chciał się z nią przespać. Odwróciłem się od okna ,żeby mnie nie zobaczyła.
-Nie, dziękuję. Mogę pojechać na deskorolce. - uśmiechnęła się z odległości dwóch metrów.
-Nie musisz się martwić. Nie jesteśmy jakąś mafią ,nic z tych rzeczy. Ja nawet nie wiem jak pokroić ziemniaki. - uśmiechnął się Chris, a Hope zaśmiała się cicho. Aż chciało mi się rzygać. Zresztą od kiedy Hope jest taka socjalna?
-Nie wiem czy twój kolega jest z tym zgodny. - powiedziała odchylając się trochę, żeby na mnie spojrzeć. Odwróciłem głowę w jej stronę, a jej uśmiech nieco zbladł. -Umm, cześć Justin. - pomachała do mnie zmieszana.
-Cześć. - powiedziałem wkurzony i odwróciłem się.
-Jestem Chris. - podał jej rękę ,a ona ją ścisnęła i pokiwała głową. -Wsiadaj!
-Na pewno?
-Na pewno. - uśmiechnął się Chris,a ona wsiadła do samochodu i zamknęła drzwi. Ruszyłem. -A twoje imię to?
-Hope. Jestem Hope... -urwała zdenerwowana.
-Ach Hope. Justin dużo o tobie opowiadał. - zaśmiał się Chris i spojrzał na mnie.
-Daruj sobie, Chris. - syknąłem.
Popatrzyłem w lusterko wsteczne i zobaczyłem Hope czerwieniącą się i uśmiechającą lekko. Czekaj, ona leciała na nas obu ,czy jak?
-Nieważne. - powiedział Chris. -A więc przychodzisz na piątkową imprezę? - spojrzał na nią.
-Umm, nie wydaje mi się, żebym była zaproszona. Zresztą musiałabym tańczyć sama,a ja już wolę pomóc mojej mamie gotować jej okropną roladę mięsną. - uśmiechnęła się,a Chris zaśmiał się.
-Z tego, co wiem to masz gosposię. - wtrąciłem. Hope popatrzyła na mnie.
-Tak, ale pracuje tylko w środy. - uśmiechnęła się.
-Co nie zmienia faktu, że-
-Piątek to piątek. Twoja mama piecze roladę mięsną, której ty nie znosisz. Masz wolny czas, więc może chciałabyś pójść ze mną...znaczy z nami? - uśmiechnął się.
-Jeżeli nie chcesz stać się pośmiewiskiem, to może lepiej, żebym jednak ugotowała tę roladę mięsną.-Chris spojrzał na nią niezrozumiale.
-Hope nie jest zbyt lubiana w naszej szkole. - skwitowałem. -Właściwie to nie jest w ogóle lubiana.
Hope pokiwała głową rozczarowana.
-Twój przyjaciel bardzo ładnie to ujął. - powiedziała. Chris posłał mi to spojrzenie ,które mówi, że jestem dupkiem w tej właśnie chwili i znowu odwrócił się do Hope.
-Kogo to obchodzi? Jeżeli Justin woli gotować roladę mięsną z twoją mamą, to my pójdziemy we dwójkę, co ty na to? Zapoznam cię z paroma osobami. Będzie fajnie, zobaczysz. - uśmiechnął się ,a Hope pokiwała głową.
-No dobrze. - powiedziała zaskoczona. Chris wyciągnął rękę w geście żółwika,a ona go przybiła. Już dojechaliśmy do szkoły, więc zapanowała cisza.
-Dam ci mój numer na przerwie na lunch,OK? Żebyś wiedziała ,kiedy mam cię odebrać.
-Naprawdę nie musisz mnie odbierać.
-Chyba nie będziesz zasuwała na tej deskorolce w sukience i ułożonych włosach? - Chris wskazał na jej deskę i uśmiechnął się.
-No może jednak nie. - zachichotała.
-A więc umówieni? - Hope przytaknęła głową. Ja zaparkowałem i wszyscy wysiedli z samochodu. Hope pomachała nam na pożegnanie. Chris odmachał ,ja stałem w miejscu. Zamknąłem samochód i oboje ruszyliśmy w stronę drzwi. Chris szedł szybciej. Chciałem go dogonić, ale się nie dało.
-Chris, zaczekaj na mnie. - krzyknąłem zirytowany.
-Stary, serio nie. Tam w samochodzie zachowywałeś się jak dupek. Mówię poważnie. - oboje zatrzymaliśmy się blisko wejścia do szkoły.
-O co ci chodzi? - pokręciłem głową.
-Dobrze wiesz o co. ''Właściwie to nie jest w ogóle lubiana'' ,ta gosposia i powitanie? Co to miało być? Musisz się ogarnąć. Z tego co wiem to to ty właśnie chciałeś ją zaprosić na tą imprezę.
-Od kiedy z ciebie taki obrońca słabszych?
-Jakich słabszych? Ona jest taka jak wszyscy tutaj w szkole. Normalna, a nie słabsza czy głupsza. Przypominam ci, że też kiedyś byłem takim ''słabszym''. To nie ja miałem tysiąc lasek w tym samym czasie. To nie ja nosiłem te obwisłe spodnie i robiłem sobie włosy na żel. To nie ja miałem na imię Justin. Ale dzięki ludziom takim jak ty, wyszedłem na prostą ,więc może jej też trzeba pomóc?
-Nie da się jej pomóc. Ma kasy jak lodu. - teraz zacząłem krzyczeć zbyt głośno. -Ma jakąś gosposię. Rodziców z jakiejś arystokracji, a sama udaje ,że jest niewinna, nienaruszona. Udaje głupią i słabą.  Nie dziwię się ,że nikt nie chce z nią przebywać ,skoro z nikim nie rozmawia i nie ma własnego zdania, stary! - wszyscy odwrócili się w naszą stronę. W tłumie tych ludzi zobaczyłem Hope. Jej niebieskie włosy i oczy skierowane właśnie na mnie. Chris też ją zobaczył.
-Brawo, stary. - szepnął Chris i pobiegł za Hope ,która już zniknęła za drzwiami szkoły.
Właśnie teraz dopiero czułem się jak dupek. Czy ja właśnie zniszczyłem szansę na to ,że Hope kiedykolwiek się do mnie odezwie? 

3 komentarze:

  1. Jaki piękny ♥ / _Just_die_

    OdpowiedzUsuń
  2. przykro mi że nie ma pod tym ff dużo komentarzy i wgl ale jak dla mnie jest genialne i magiczne i bardzo bliskie mojemu sercu :) cały czas mam łzy w oczach i ta piosenka Taylor Swift - Sad Beautiful Tragic pierwszy raz ją słyszę i jest naprawdę piękna strasznie pasuje do tego ff będę udostępniała je gdzie się tylko da ! much love :) xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko, kocham Demi!

    OdpowiedzUsuń