czytasz=komentujesz!
Hope
Spojrzał na mnie zszokowany. Popatrzyłam na niego trzymając zakrwawiony wacik w ręce.
-Przepraszam... J-ja nie wiedziałem. - złapał się za szyję i pomasował swój bolący kark. -Może lepiej już pójdę...
-Nigdzie nie idziesz. - zatrzymałam go łapiąc go za rękę. Spojrzał na moją dłoń i zdziwiony poprawił włosy. -Ja po prostu...- próbowałam wyglądać normalnie. Puściłam jego rękę i spojrzałam na niego. - muszę założyć ci opatrunek...właśnie tutaj... - wskazałam na jego usta i brew i uśmiechnęłam się. Zaśmiał się. -Ale będziesz musiał iść do lekarza, potrzebujesz szwów. Na razie założę ci plaster, żeby przestało krwawić, ok?
-Przepraszam... J-ja nie wiedziałem. - złapał się za szyję i pomasował swój bolący kark. -Może lepiej już pójdę...
-Nigdzie nie idziesz. - zatrzymałam go łapiąc go za rękę. Spojrzał na moją dłoń i zdziwiony poprawił włosy. -Ja po prostu...- próbowałam wyglądać normalnie. Puściłam jego rękę i spojrzałam na niego. - muszę założyć ci opatrunek...właśnie tutaj... - wskazałam na jego usta i brew i uśmiechnęłam się. Zaśmiał się. -Ale będziesz musiał iść do lekarza, potrzebujesz szwów. Na razie założę ci plaster, żeby przestało krwawić, ok?
Justin
-Jasne. Rób co uważasz. - powiedziałem wpatrując się w nią, gdy szukała plastra. -Ale pamiętaj,że to tutaj - wskazałem na swoje usta. - musi być perfekcyjne. Jak będę mógł całować dziewczyny z takim ohydnym plastrem?! - krzyknąłem uśmiechając się. Zaśmiała się głośno.
-Jestem pewna, że wiele dziewczyn jest chętnych... - zaśmiała się naklejając plaster. -nawet z tym ohydnym plastrem...
-Czyli przyznajesz ,że jest ohydny... - udałem, że jestem smutny i pokręciłem głową.
-Tak. Jest. Straszny. Aż nie mogę na niego patrzeć. - uśmiechnęła się. Nie mogłem przestać jej słuchać i na nią patrzeć. - Eww... - zaśmiała się ,udając obrzydzenie i krzywiąc się. Patrzyłem na nią tak długo, że zapomniałem ,że się na mnie spojrzała. Szturchnęła mnie w ramię. -Justin? - okej, ten sposób w jaki wymawiała moje imię był słodki. Nie potrafiłem się powstrzymać, więc przysunąłem się do niej bliżej. Odruchowo się odsunęła.
-Przepraszam. - spojrzałem na nią ostatni raz. -Zamyśliłem się.
-No widzę. - uśmiechnęła się. -Chcesz coś zjeść zanim moja mama wróci?
-Dlaczego czekamy na twoją mamę? - oboje wstaliśmy, ona odłożyła wszystkie rzeczy których nie potrzebowała, a ja stałem przed jej łóżkiem wpatrując się jeszcze raz w te wszystkie zdjęcia, które miała przyklejone na ścianie. Odwróciła się do mnie, marszcząc brwi.
-Justin, ty mnie w ogóle słuchałeś?-Tak...tak. -powiedziałem cicho.
-Ugh, nieważne. - zeszła schodami, dochodząc do kuchni i wyciągając dwa czerwone kubki. -Herbaty? - spytała nawet na mnie nie patrząc. Gdy uniosła ręce, na jednej z nich zobaczyłem dwie lekko fioletowe linie. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Odwróciła się wzdrygając się.
-Co to jest? - spojrzałem na nią, oglądając jej nadgarstek.
-A to nic takiego. - zrobiła pauzę i westchnęła. -Pamiętasz, gdy uratowałeś mnie, od tego dupka, którego nie przeprosiłam za szturchnięcie? - kiwnąłem głową.
-No to właśnie przez niego. Po prostu mocno mnie ścisnął ,ale to było dawno.
-Na pewno wszystko OK? - spojrzałem na nią z boku. Uśmiechnęła się ironicznie.
-To tylko siniaki, Justin.
-Tylko siniaki? - podniosłem brew, ale zignorowała mnie. Denerwowała mnie, pod tym względem. Wolała zignorować wszystko co powiedziałem. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. Zalała herbatę i podała mi kubek. Wskazała ręką na kanapę ,więc skierowaliśmy się do salonu.
-Więc co z twoją rodziną? - spytałem pijąc herbatę, a ona spojrzała na mnie siedząc na kanapie.
-Nic. - odpowiedziała bez przekonania. -Jak już mówiłam mojego brata nie ma. Moja mama pracuje...
-Gdzie?-W szpitalu.
-Tym w pobliżu?
-Tak. -powiedziała wolno.
-A mój tata...
-A co dokładnie robi?
-Czy to jest jakieś przesłuchanie? - skrzywiła się i zmarszczyła brwi patrząc na mnie.
-Nie...przepraszam.
-Więc po co te wszystkie pytania? Jesteś jakimś kumplem Jason'a ze starych czasów? - Co? Czy ona właśnie powiedziała "Jason"? To niemożliwe.
-Ktoś cię nasłał, tak? - spojrzała na mnie zdenerwowana. Popatrzyłem na nią.
-Nie wiem o czym mówisz, Hope.
-Nie udawaj głupiego. Nie wiem po co tu przyszedłeś! Właściwie to byłam głupia, że cię zaprosiłam... - z załzawionymi oczami spojrzała na mnie wstając gwałtownie i dochodząc do kuchni. Ja wstałem zakłopotany. Skłamałbym gdybym powiedział ,że nic nie wiedziałem...o Jason'ie czy o innej sytuacji, ale w tym przypadku nie wiedziałem o co chodzi ,więc chciałem się dowiedzieć więcej. Musiałem. W tej samej chwili uchyliły się drzwi ,a do domu weszła kobieta, ubrana w beżowy płaszcz, z włosami upiętymi w kok. Spojrzała na mnie ,a ja kiwnąłem głową na przywitanie. Spojrzałem na Hope ostatni raz.
-Ja...chyba już pójdę. - odpowiedziałem kierując się do drzwi, ale ta kobieta- zakładam,że jej mama- zatrzymała mnie.
-Może zechciałbyś zjeść z nami? - uśmiechnęła się ciepło. Wcale nie wyglądała ,jakby o nią nie dbała. Wyglądała na zmęczoną, ale młodą kobietę z ciepłym uśmiechem na twarzy. Nie tak jak Hope pozwoliła mi ją sobie wyobrazić. Spojrzała na moją brew. -Co ci się stało? Może potrzebujesz szwów?
-Nie. - wtrąciła Hope. -Wszystko jest z nim w porządku.
-Ale nie ma problemu. Mogę to szybko naprawić. Tylko wezmę moją- chciała dokończyć ,ale Hope jej przerwała.
-Nie, mamo. Justin czuje się dobrze, prawda? - wysyczała przez zęby i spojrzała na mnie. Stałem tam zakłopotany. Nawet nie wiem o co była zła. Nie wiedziałem o co jej chodziło. Ale skinąłem głową i schyliłem się po mój plecak i dżinsową kurtkę.
-Dziękuję pani, ale nie ma potrzeby. Będę leciał. - odwróciłem się i wychodząc przez drzwi powiedziałem tylko: Do widzenia!
Ostatni raz spojrzałem za siebie gdy zamykałem drzwi. Nie wiem co miałem teraz zrobić. Nawet nie chciałem wiedzieć co będzie się działo w szkole ,albo w "najbliższej przyszłości, bo może i Hope nie była odważna i pewna siebie, ale po tym co teraz zobaczyłem była tak samo zawistna jak te inne dziewczyny z bogatych domów.
Hope
Spojrzałam na moją mamę ,wiedziałam co chciała powiedzieć ,ale ona niczego nie rozumiała, nie widziała co się stało, nie słyszała... Zresztą nawet nie wie ,dlaczego Jason już nigdy nie pojawił się w naszym domu. Nie powiedziałam jej prawdy, nie mogłam. Wiedziałam ,że byłaby zła, prawiłaby mi kazania i przytulała w nocy, mówiąc ,żebym nie płakała. Nie to ,żebym nie lubiła, gdy mi pomagała ,ale nie mogłabym się po tym wszystkim pozbierać. Spojrzała na mnie ze smutnym wyrazem twarzy.
-Dlaczego się tak zachowujesz? Przecież był miły.
-Nie znasz go, mamo.
-Z tego co widziałam ,ty też nie. Pierwszy raz go tu widzę i prawdopodobnie ostatni. Nie zdziwiłabym się gdyby już więcej z tobą nie rozmawiał. Zachowywałaś się jak jakaś histeryczka. Więc lepiej do niego zadzwoń albo wyślij SMS'a ,że go przepraszasz. I ty mówisz,że nie masz przyjaciół... -spojrzała na mnie ponownie ,siadając na kanapie. Wow dzięki mamo. Zawsze mogę na ciebie liczyć. Zirytowana spojrzałam na stół i zobaczyłam nasze kubki po herbacie. Podeszłam i włożyłam je do zlewu. W sumie to nie wiem co się ze mną wtedy stało, chyba po prostu poczułam się zagrożona. Justin wcale nie wyglądał jak jakiś gangster i widziałam jego zdziwienie gdy mówiłam o tym wszystkim, o Jason'ie... Chociaż może jego zdziwienie było reakcją, która wcale nie oznaczała, że nic nie wie... Może on go znał...?
***
Następnego dnia obudziłam się właściwie wypoczęta. Spałam całą noc. Byłam bardzo zmęczona i próbowałam nie myśleć o tym co stało się wczoraj. Przypomniałam sobie ,że dzisiaj już piątek i przecież jest ta cholerna impreza ,na którą zaprosił mnie Chris. Spojrzałam na telefon. Ktoś do mnie dzwonił. Nie widziałam numeru, ale i tak za bardzo mnie to nie obchodziło. Chyba był zastrzeżony albo prywatny. Zresztą to nieważne. Wstałam patrząc na zegarek ,miałam jeszcze półtorej godziny. Otworzyłam szafę i założyłem biały luźny, za duży sweter - ulubiony sweter Jason'a; czarne rurki i moje workery*,zrobiłam sobie dość mocny makijaż ,ale nie nakładałam pomadki, tak ,żeby wyglądało dość naturalnie. Zeszłam na dół i zastałam mamę robiącą naleśniki. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Pięknie wyglądasz. - zarumieniłam się lekko na jej słowa i usiadłam przy stole.
-Dziękuję. Ty też mamo. Jak się czujesz? - mama usiadła koło mnie, podając talerz naleśników. Wzięłam widelec i nałożyłam kilka. Mama wahała się chwilę ,ale pokiwała głową.
-Dobrze. - skłamała. Te ciemne kręgi wokół oczu nie były od odpoczynku... -Ostatnio mamy dużo pracy. - zjadła kęs i spojrzała na mnie. -A ty?
-Umm jest okej. -poczułam wibracje w mojej kieszeni. -Poczekaj chwilkę! -wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran. Zastrzeżony. Odebrałam czekając na jakąś odpowiedź.-
Tak? - powiedziałam niecierpliwa.
-Spotkajmy się dzisiaj o 12:00 w pobliskim parku.
-Halo? Kto mówi? - zmarszczyłam brwi.
-Słuchaj, wiem,że siedzi tam twoja mama, więc grzecznie pokiwaj głową i powiedz,że to ktoś kogo znasz. - wahałam się, ale pokiwałam głową i powiedziałam:
-A to ty Indiana! Przepraszam, nie rozpoznałam twojego głosu. - wstałam od stołu pokazując mamie,że zaraz wrócę i skierowałam się do mojego pokoju.
-Grzeczna dziewczynka. - zaśmiał się obrzydliwie.
-Kim jesteś? I czego chcesz? Obserwujesz mnie? -
Wszystkie pytania będziesz mi mogła zadać w parku. -Ale- -A tak poza tym Jason żyje.
-Słucham?! - powiedziałam
-Jason żyje. - odpowiedział i rozłączył się. Ja upuszczając telefon, zobaczyłam czarne plamy przed oczami i upadłam nie widząc już nic.
*workery - glany, ciężkie buty.
omg! To Jason żyje?! Omg teraz tak wszystko się komplikuje <3 Kocham
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuń