czwartek, 25 grudnia 2014

Chapter 13: "You loved him, but weren't sure if he does too."

Hope

Podwiózł mnie pod dom i jak szybko mogłam, tak wybiegłam. On zaraz za mną, chociaż nawet nie wiedziałam dlaczego.
-Hej, mamo! - krzyknęłam przechodząc przez drzwi. Odwróciła się w moją stronę, odrywając wzrok od garnka z zupą i spojrzała na mój ubiór.
-Och. - westchnęła i dała mi spojrzenie, które mówiło, że wcale nie zapowiada się na fajną rozmowę. Mogłam poczuć jak moje policzki robią się gorące.
-Dzień dobry, pani Turner! - Justin krzyknął zamykając drzwi wejściowe. Moja mama uśmiechnęła się do niego.
-Dzień dobry, Justin. Dziękuję, że wysłałeś mi SMS'a. Gdyby nie ty, prawdopodobnie martwiłabym się przez następne 24 godziny. - Justin spojrzał na mnie niepewnie i odwzajemnił jej uśmiech. Och oczywiście! Powinniśmy padać przed Justinem Dupkiem Bieberem, ponieważ napisał głupią wiadomość! Tak, mamo! TAK!
-Jak Pani widzi, Hope jest cała i zdrowa.
-Świetnie. - uśmiechnęłam się sztucznie. Stałam tam, bo myślałam, że sobie pójdzie, a gdy już wreszcie miał się odwracać do wyjścia, moja mama zatrzymała go.
-Gdzie ty się wybierasz? Skoro już przyszedłeś, chodź, zjesz coś z nami.
-Nie chcę się wpraszać. Poza tym razem z Hope już jedliśmy. Chyba umiejętność gotowania ma po Pani. - Justin, błagam, przestań słodzić. Och dobry Jezu, co tu się dzieje? Moja mama wybuchła serdecznym śmiechem.
-Kto? Hope? A to ciekawe, bo ona zaprzecza wszystkiemu, co jest związane z kuchnią. Jest ostatnią osobą, którą posądziłabym o dobre gotowanie. - Justin zaśmiał się razem z nią.
-Tak, dziękuję ci, mamo. Zawsze we mnie wierzyłaś. - uśmiechnęłam się do niej. Oboje się zaśmiali. Zaczęła znowu kroić warzywa, a Justin stał tam bez przerwy.
-Usiądź, Justin. - powiedziałam spokojnie. Był trochę dziwny, ale w końcu usiadł. -Rozgość się. -Okej, wiem, że jeszcze przed chwilą byłam dla niego suką, ale no nie mogę jakoś. Jak tak na niego patrzę to mam ochotę mu się rzucić na szyję. I jeszcze to co powiedział. I to jak na niego wpadłam w kuchni. Jak to możliwe, że za każdym razem gdy na mnie patrzy mam motyle w brzuchu. Albo gdy się śmieje. Albo...
-Hope, robisz coś później? - zapytała mama.
-Właściwie to nie. Ale mam masę pracy. Mamy ten projekt z historii, który robię z Indie. Nie masz nic przeciwko, gdyby do nas przyszła? - popatrzyłam na nią. Jej oczy zabłyszczały na chwilę. Zapomniałam o czymś?
-Jasne. - powiedziała. -Może lepiej, żebyś to ty poszła do Indie. My z tatą prawdopodobnie zostaniemy tutaj, w domu.
-Dlaczego?
-Mamy rocznicę ślubu. - powiedziała spuszczając głowę. Przyłożyłam sobie ręką w głowę. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.
-Przepraszam, że nie pamiętałam. Powinnam. Przepraszam.
-Jest w porządku, Hope. Nic się nie stało. Tata też pewnie nie pamięta. - uśmiechnęła się smutno i odwróciła do zlewu i umyła ręce. Razem z Justin'em popatrzyliśmy się na siebie. Czułam się głupio, bo nie wiedział co się dzieje. Na jego miejscu prawdopodobnie bym uciekła, ale teraz tkwił w moim domu i nie mógł się ruszyć.
-Mamo. - westchnęłam i podeszłam do niej.- Tata na pewno pamięta. Idź do fryzjera, OK? Odpicuj swój wygląd. Idź kupić jakąś ładną sukienkę. A ja zadzwonię do taty i zapytam kiedy wraca.- uśmiechnęłam się do niej, a ona do mnie. Przytaknęła.
-Muszę zostać, pozałatwiać jeszcze różne domowe sprawy. A wy gdzieś się wybieracie? - patrzyła to albo na mnie, albo na Justin'a.
-Nie wiem jak Justin, ale ja muszę wziąć prysznic. - podbiegłam do schodów. Uśmiechnęłam się i wbiegłam na górę do mojego pokoju. Dopiero teraz zauważyłam jak dziwnie było z Justin'em gdy byliśmy razem.
-Mam plan, ale musi mi pani powiedzieć, czy on wypali. - usłyszałam głos Justin'a. Potem usłyszałam szepty i śmiech mojej mamy w tle. Jakoś za bardzo mnie to nie obchodziło, bo weszłam do łazienki, zrzuciłam z siebie wszystko i weszłam pod gorącą wodę.

***

Weszłam do mojego pokoju w ręczniku. Otworzyłam szafę i byłam zadowolona widząc wreszcie czyste, rzeczy, które były moje. Mimo to, że czułam się dobrze w ubraniach Justin'a i pachniały tak samo jak on, to wolałam te swoje. Wyciągnęłam wypłowiałe różowe rurki i biały sweter w turkusowe paski. Moje włosy wciąż były mokre, ale nie chciałam ich suszyć. Były złamane już od samego farbowania. Zrobiłam warkocza i przełożyłam go na bok. Nałożyłam jeszcze maskarę i eye-liner i wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach zatrzymałam się próbując usłyszeć o czym mówili.
-Więc myśli pani, że to dobry pomysł? - usłyszałam głos Justin'a.
-Wiesz, Hope jest trochę zaborcza i nieufna, ale nie wydaję mi się, żeby w twoim przypadku tak było.
Krótki śmiech Justin'a doszedł do moich uszu. O czym oni rozmawiali, przepraszam?
-Czyli zgodzi się? - znowu Justin.
-Na pewno. W końcu ją ostrzegałeś, tak?
-Nie nazwałbym tego ostrzeżeniem. Po prostu mieliśmy razem wyjść. Chciałem ją przeprosić.
-Przeprosić?
Co? O mój Boże. Na śmierć zapomniałam. Mieliśmy pójść do kina, po tym jak powiedział mi tyle niemiłych rzeczy. Ale znowu potem był mega słodki i taki opiekuńczy. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Chciałam obrócić się i wrócić do mojego pokoju ,żeby chociaż jakoś wyglądać, wysuszyć włosy, ubrać się w coś ,ale gdy stąpałam po schodach, jeden z nich skrzypnął i chciałam sobie strzelić w twarz. Justin ruszył się z miejsca.
-Hej, już jesteś? - zapytał opierając się o poręcz schodów. Moje usta drgnęły lekko. Przytaknęłam. Uśmiechnął się i podał mi rękę. Wahając się, podałam mu ją i zeszłam ze schodów. Moja mama patrzyła na nas i na jej twarzy znalazł się maślany uśmiech. Zaśmiała się cicho, a ja razem z Justin'em odwróciliśmy się patrząc na nią pytająco.
-Przepraszam. Po prostu wyglądacie tak słodko. - poczułam jak moje policzki robią się czerwone.
-Mamo. - szepnęłam karcąc ją. Justin spuścił głowę uśmiechając się pod nosem.
-Jest w porządku. - powiedział cicho. -Gotowa? - spojrzał na mnie.
-Ale gdzie właściwie?
-Niespodzianka. - szepnął. Staliśmy w miejscu, aż w końcu Justin ruszył razem ze mną w stronę drzwi. Ja jeszcze wzięłam swoją kurtkę i pomachałam mamie. Dopiero teraz zauważyłam, że nadal trzymaliśmy się za ręce. Poczułam, jak moja ręka się poci i chciałam ją puścić, ale Justin jeszcze bardziej zacieśnił uścisk. Podprowadził mnie do samochodu i otworzył mi drzwi do swojego auta.
-Panie przodem. - usiadłam wygodnie na siedzeniu i czekałam, aż Justin wsiądzie ze swojej strony. Kiedy już usadowił się na swoim miejscu odpalił silnik i jechaliśmy w stronę plaży. Nie wiem dlaczego, gdzie, po co, ale powiedział ,że to "niespodzianka" ,więc nie chciałam nic psuć. Nie odzywaliśmy się do siebie. Tylko parę razy patrzyliśmy się na siebie, aż w końcu zaśmiałam się.
-Co? - zapytał zaskoczony. Uśmiechnął się. Ugh, ten uśmiech. Roztapiałam się tam, na tym siedzeniu, widząc jego uśmiech, patrząc w jego czekoladowe oczy.
Nie wiem co do niego czułam. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam tego od początku. Pamiętam gdy go zobaczyłam. Miałam motyle w brzuchu, moje oczy nie chciały spotkać jego, moje ręce pociły się i drżały gdy mnie dotykał, a czasami miałam małe ataki serca. Pociągał mnie. Ale odkąd zaczęliśmy się kłócić, zobaczyłam go z zupełnie innej perspektywy i mimo, że nadal tak na mnie działał, to zrozumiałam, że jesteśmy z dwóch innych światów. On był niegrzecznym jednocześnie słodkim chłopakiem. Miał swoje zasady. A ja byłam nieśmiała, głupia, wredna, nieufna, kłótliwa i z beznadziejną przeszłością. Hopeless. Beznadziejna - taka właśnie byłam.
-Hope? - zapytał. Ocknęłam się. Patrzył na mnie czekoladowymi oczami. Uśmiechnął się lekko. -Wszystko OK?
-Tak, tak. Po prostu się zamyśliłam.
-Zauważyłem. Ostatnio dużo razy to robisz, kiedy jesteś ze mną. - odparł. Spojrzałam na niego i podniosłam brew.
-Czy ty coś sugerujesz? - spytałam. Westchnął głośno.
-Hope, czy ty zawsze musisz mieć problem, gdy coś powiem? - nie odpowiedziałam. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, aż w końcu znów się odezwał. -Nic nie sugerowałem. Po prostu mnie to zastanawia. Jesteś jakaś nieobecna za każdym razem, gdy próbuję z tobą pogadać albo chociaż zacząć rozmowę. Tak jakby nic cię nie interesowało. - spojrzałam na niego.
-Czyli co? Mam chichotać i cieszyć się za każdym razem gdy coś do mnie mówisz? Właściwie, to o co ci chodzi, Justin? Dlaczego w ogóle mnie gdzieś zabierasz?
-Nie. Po prostu chcę ,żebyś ze mną porozmawiała. Czy to takie trudne?
-Nie odpowiedziałeś na moje ostatnie pytanie. - spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Zacisnął ręce na kierownicy i wcisnął gaz. Spiął się i przełykał nerwowo ślinę.
-Justin! - powiedziałam. Nic. Cisza. Nie zwracał na mnie uwagi. O co mu właściwie chodzi? To on zachowuje się dziwnie. Nie mam zamiaru spędzać z nim czasu, jeżeli będzie takim chujem. -Zatrzymaj się. - powiedziałam stanowczo. Zero reakcji. -Zatrzymaj się, kurwa!
-Nie. Hope, zapnij te kurewskie pasy i siedź cicho dopóki nie dojedziemy.
-Po prostu odpowiedz na moje pytanie. Czy to takie trudne? - odpowiedziałam tym samym tonem, co on wcześniej. Zaśmiał się i pokręcił głową. Zatrzymał się na światłach. Nie miał odwrotu musiał odpowiedzieć.
-Chyba dobrze pamiętasz, jak się poznaliśmy. -zaczął. Zacisnął szczękę i odwrócił ode mnie wzrok. -Jakiś dupek się nad tobą znęcał. Potem go odciągnąłem, a ty zaczęłaś płakać. - spojrzał na mnie. W jego oczach był gniew. Bałam się. Autentycznie się bałam. W tej właśnie chwili, będąc razem z nim w jednym samochodzie.
-Tak, pamiętam. Dziękuję, że mi pomogłeś. Ale jak to jest związane z tym, że mnie gdzieś zabierasz?
-Pamiętasz co ci wtedy powiedziałem? Że ładnie wyglądasz bez makijażu. - czułam jak moje policzki robią się czerwone. Pamiętałam. Pamiętałam wszystko z tamtego zdarzenia. Pamiętałam jego oczy, jego usta, jego czerwone opuszczone spodnie i czarną koszulkę. Pamiętałam jego uśmiech i zmartwienie w jego oczach gdy patrzył na mnie, taką zasmarkaną. Bardzo romantycznie.
-Tak. I co z tego? - ukryłam twarz w dłoniach. Oderwał ode mnie wzrok. Zapaliło się zielone światło, więc ruszył.
-A pamiętasz coś z wczoraj? - zaskoczył mnie tym pytaniem. przecież dobrze wiedział, że nic nie pamiętam. Dobrze wiedział, że byłam bardzo zdenerwowana, pijana i naćpana. Przecież sam mi to powiedział. Spojrzałam na niego. Zobaczyłam jego ręce na kierownicy i miałam ochotę ich dotknąć.
-Pamiętam. - usłyszałam pisk opon i jego zdenerwowaną twarz.
-Co dokładnie? - zacisnął szczękę. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
-Było coś, co powinnam pamiętać? - szturchnęłam go, bo nie odpowiadał. -Justin! - odwrócił się do mnie twarzą.
-Co? - zapytał, jakby nigdy nic. No błagam, niech ktoś mnie stąd weźmie, bo nie wytrzymam z nim. On po prostu jest bipolarny. Co takiego się stało na tej imprezie, że go tak zdenerwowało? Może my jednak uprawialiśmy seks? Kurwa, co jest?
-Nie udawaj, jakbyś nie wiedział! O co chodzi, Justin? Co takiego stało się na tej imprezie? - cisza. Ta chujowa cisza. Już naprawdę wolałam, żeby coś do mnie mówił, żeby powiedział mi najgorszą prawdę, niż żeby mnie zbywał, żeby kłamał, żeby milczał. A w tym był akurat dobry.
Cisza, cisza, cisza. Miałam ochotę wysiąść, ale wtedy znowu zachowałabym się jak jakaś dziwka, a wcale taka nie byłam. Chociaż w sumie, nie wiem czy oglądał mnie z jakiejś innej strony, niż "suka". Szczerze powiedziawszy nie dziwię mu się, że mnie nie lubi. Po prostu dziwi mnie, że chcę mnie gdzieś zabrać. "Przeprosinowe spotkanie" nie brzmi nonszalancko, ale to z jego strony słodkie. Czekaj, przecież to ja wymusiłam na nim to "spotkanie".
W pewnym momencie samochód stanął, a ja spojrzałam na niego. Spuścił głowę i nadal trzymał ręce na kierownicy.
-Wkrótce się dowiesz. Po prostu nie rozmawiaj z Daniel'em.
-Co? Czemu?
-Bo to z nim się lizałaś. - teraz to ja spuściłam głowę.
-Kim on właściwie jest?
-Chodzi do naszej szkoły i jest moim kumplem.
-Takim najlepszym?
-A czy to coś zmienia?
-Mam nadzieję, że nie jest taki jak ty. - westchnął ciężko na moje słowa. Poruszył się na siedzeniu kierowcy i w końcu na mnie spojrzał.
-Hope, co ja ci takiego zrobiłem? Wyjaśnij mi to, bo za każdym razem masz jakiś problem z tym co mówię, jaki jestem i tak dalej. Bądź bezpośrednia, błagam. Wolałbym, żebyś powiedziała co czujesz mnie, a nie twoim koleżankom.

Oboje wysiedliśmy z samochodu. Wiem, że Justin bardzo chciał otworzyć mi drzwi ,ale nie wiedziałam jak zareagować na ostatnie słowa, które do mnie powiedział. Spoglądał na mnie, ale za każdym razem gdy na niego patrzyłam odwracał głowę. Bawił się ze mną, grał w jakieś gierki i w dodatku zaprosił na jakieś „spotkanie”. On nie nazwał tego randką, nie. Nazwał to spotkaniem, ponieważ Justin Dupek Bieber nie może się przyznać ,że idzie na randkę z dziewczyną, która nie jest z popularnych kręgów. Ja pierdolę, no nie mogę. Chciałam walnąć pięścią w ścianę. Albo nie, lepiej! Walnąć go w twarz! O tak, to by mi sprawiło ulgę.

Justin

Spojrzałem na nią, ale wyglądała na zdenerwowaną. Nie wiedziałem co zrobić. Od początku miała ze mną jakiś problem. To niewyobrażalne jak bardzo się zmieniła z dziewczyny, którą poznałem na początku roku szkolnego, a jak bardzo jest inna teraz - dwa miesiące później. Jest strasznie dynamiczna i niecierpliwa. Teraz siedziała cicho i nie odzywała się. Patrzyła na swój telefon co chwilę, sprawdzając jakąś wiadomość i czytając ją milion razy.
-Wszystko OK?
-Tak. - mruknęła.
-Na pewno?
-Czy naprawdę cię to obchodzi? - powiedziała naburmuszona.
-Ja pierdolę, Hope. Ty jesteś w ciąży, czy jak?
-Bardzo śmieszne. - uśmiechnęła się i szturchnęła mnie. -Mogłabym cię zapytać o to samo!
-Zaraz przez ciebie spowoduję wypadek. - powiedziałem śmiejąc się.
-O nie! Nie chcę umierać z Justin'em Bieber'em. Taka śmierć byłaby okropna!
-Po prostu wyglądałbym od ciebie lepiej leżąc tam, na asfalcie. Przyznaj to.
-Oczywiście, Justin! Tak nieskazitelnie wymodelowana fryzura, jak mogłaby się zniszczyć? - oboje się zaśmialiśmy.
-Lubię jak się uśmiechasz. - wypaliłem. Mogłem zobaczyć jak się rumieni.
-Dziękuję. Chyba. Ja za to nie lubię gdy się uśmiechasz. - wystawiła język.
-Chyba będę ci musiał obniżać twoje poczucie własnej wartości. - zaśmiałem się.
-Co masz na myśli? - spojrzała na mnie ze śmiejącymi się oczami. Wyciągnąłem telefon, nadal prowadząc samochód i wystukałem wiadomość na ekranie. Kilka sekund i usłyszałem dźwięk telefonu Hope. Odwróciła się ode mnie i spojrzała na swój telefon. Zaśmiała się.
-Jesteś idiotą. - krzyknęła i szturchnęła mnie. -"Wcale nie wyglądasz aż tak ładnie, gdy się uśmiechasz. Kłamałem, bo chciałem, żebyś poczuła się lepiej". Serio? - oboje zaśmialiśmy się.
-Przynajmniej jestem szczery! -wzruszyłem ramionami uśmiechając się.
-Wszystkim dziewczynom pisałeś takie wiadomości? - zaśmiała się głośno.
-Umm...Niekoniecznie. Wiesz, ja i dziewczyny... Nigdy raczej nie traktowałem tego poważnie. -nie patrzyłem na nią. Nie wiedziałem, jakby na to zareagowała. Siedziała przez chwilę w ciszy.
-Co masz na myśli? - zapytała już drugi raz tego dnia.
-Nie mam nikogo, bo nie wiem jak to działa. W sensie związki. Ja po prostu nie potrafię zadbać o osobę, którą kocham. Zawsze tak było, tak myślę.
-Kiedykolwiek próbowałeś?
-Raz, może dwa? Ale miłość nie ma sensu.
-Pod jakim względem? Miłość jest czymś bardzo ważnym. Co z twoją rodziną? Coś się stało, tak? Może nie potrafisz docenić miłości albo jej zauważyć, ale zapewniam cię, że w każdym człowieku jest miłość. Chociaż trochę. Trzeba ją tylko złapać za rogi i wyciągnąć. Poza tym, nie możesz się poddawać za pierwszym razem.
-Problem z miłością jest taki, że zajmuje wieczność by ją budować i kilka sekund by ją zniszczyć.
-Jak wszystko. Dlatego to jest w niej piękne.
-Wcale nie.
-Wiesz, jeżeli ktoś naprawdę cię kocha, przebaczyłby ci wszystko. Potrzeba tylko czasu.
-Dlaczego właściwie o tym rozmawiamy?
-Nie wiem, czy wy, mężczyźni o tym wiecie, ale seks to nie tylko miłość. To tylko jej część i to właściwie zależy od uczucia. Bo jeżeli jego nie ma, to nie ma niczego.
-To było wredne. - zaśmiałem się, ale potem zacząłem zastanawiać się nad tym co mi powiedziała. Zacząłem to wszystko analizować i składać w kupę i miałem zaraz zapytać ją o coś, co prawdopodobnie było prawdą. -Byłaś z Jason'em, prawda?
-Słucham? - zmarszczyła brwi. Słyszała mnie, po prostu zwlekała z odpowiedzią.
-Kochałaś go, ale nie byłaś pewna czy on ciebie. Tak było?
-Nie powinieneś się tym interesować. Poza tym, skąd to wiesz?
-Przecież przed chwilą nawinęłaś mi cały tekst o miłości. Zresztą ja powiedziałem ci o moich związkach. Dlaczego ty nie powiesz mi o swoich? - zatrzymałem samochód. Byliśmy na miejscu i wyszedłem z samochodu, próbując podejść do jej drzwi i je otworzyć, ale sama wysiadła. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
-No nie mów, że jesteś na mnie zła. Hope. - spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się przekonywająco. Jej rysy twarzy złagodniały i złapała moją rękę, którą jej podałem.
-Gdzie my właściwie jesteśmy?
-Niespodzianka.
-Zabrałeś mnie na lotnisko? - spojrzała na mnie z podniesioną brwią. -I to w dodatku zamknięte. Jeżeli chcesz pooglądać lecące samoloty, to równie dobrze możemy poczekać do Wielkanocy. Przecież tu nic nie lata od trzech lat.
-Wiem. W tym rzecz.
-Chcesz tu czekać do Wielkanocy? - zaśmiałem się na jej słowa.
-Nie. Po prostu stąd widać gwiazdy lepiej.
-Wow. Jak romantycznie.
-Oglądam gwiazdy, bo to mnie relaksuje, nie dlatego, że jestem romantyczny. - syknąłem. Hope chyba się speszyła bo zluźniła uścisk swojej dłoni w mojej. Właściwie to było trochę paradoksalne, że trzymaliśmy się za ręce. Staliśmy tam przez chwilę, aż w końcu zaprowadziłem ją do bramy. Była zamknięta i próbowałem ją otworzyć kluczykami ,ale nie mogłem ich znaleźć. W końcu odpuściłem i puściłem rękę Hope.
-Wskakuj. - powiedziałem. -Dosłownie.
-To jakiś żart?
-Ugh. Pomogę ci. - podałem jej rękę, a potem złapałem ją w pasie. Spięła się i zaczęła szybciej oddychać. -Nic ci nie zrobię, Hope. Wyluzuj.
-Ok. - szepnęła. Złapałem ją po bokach i pomogłem przerzucić przez płot. Potem sam wspiąłem się i po sekundzie byłem na drugiej stronie. Przeszliśmy kawałek, a potem zdjąłem bluzę i rozłożyłem na asfalcie byśmy mogli usiąść. Patrzyła na nią przez chwilę, aż w końcu usiadła.
-Wszystko okej? - zapytałem. Zachowywała się dziwnie, ale może wolała być ze swoimi rodzicami.
-Tak. Po prostu nad czymś myślałam.
-Nad czym? - usiadłem obok niej i niechcący trąciłem jej ramię. Odsunęła się odruchowo. Okej, to było dziwne. Ona mnie przerażała. W sensie...Ona chyba nie myśli, że jestem jakimś gwałcicielem czy jakimś przestępcą. To trochę straszne, w sumie. -Co się dzieje, Hope?
-Po prostu jesteś strasznie blisko mnie.
-Mieliśmy przecież gdzieś pójść. Obiecałem ci to. Poza tym oczekujesz, że będę siedział dwa kilometry od ciebie czy jak?
-Nie. Myślałam, że pójdziemy gdzieś, gdzie będzie więcej ludzi.
-Dlaczego niby? Kurwa, nie jestem jakimś pedałem.
-Wiem, Justin! Wiem! - krzyknęła.
-Więc?
-Po prostu wiem, że nie byłbyś na tyle odważny, żeby mnie dotknąć. W sensie w miejscu publicznym.
-Co?
-Wiem, rozumiem. Jesteś jednym z tych popularnych dzieciaków, których obchodzą super głupie laski. Szczególnie takie, które lubią różowy i mają super blond włosy. Taka Kate, na przykład.
-O czym ty mówisz? - zapytałem, ale ona nie przestawała mówić.
-To trzymanie rąk, to w jaki sposób na mnie patrzysz i do mnie mówisz. W sensie, to nie to co myślisz. Nie tak chciałam to ująć. Chodzi o to, że nie robisz tego w szkole. Właściwie w ogóle tego nie robisz. Dlaczego trzymasz mnie za rękę? Nie jestem nawet twoją przyjaciółką, koleżanką. - przez chwilę panowała cisza, bo oszołomiła mnie tym swoim gadaniem. Ale potem znowu się odezwała. -Wiesz co, Justin. Zapomnij o tym. Nie wiem co to było. Dręczyło mnie, ale już mi lepiej. Jezu, to takie wstydliwe. Zapomnij, że w ogóle pytałam. Błagam. Umm... - ukryła twarz w dłoniach i zrobiła się czerwona.
-Nie myślałaś o tym, że chciałbym być z tobą przyjaciółmi? Proszę cię, nie obraź się. Chciałem, żebyś była bardziej popularna, bo jesteś naprawdę fajna. Zasługujesz na wszystko, co jest na tym świecie i nie wiem jaka była twoja przeszłość, ale na pewno nie była aż tak dobra, jak powinna. - siedziała tam i wpatrywała się we mnie. Przez chwilę nawet się uśmiechnęła. -Nie chciałem, żebyś pomyślała, że jestem jakimś chujem. Poza tym, nie lubię Kate. Jest głupia. I obraziłaś mnie tym faktem. - zaśmialiśmy się razem. - Zaufaj mi, Hope, proszę. Ja powiedziałem ci choć trochę o sobie, a o tobie nadal nic nie wiem. Rozumiem, że zaufanie wymaga czasu, ale pomyśl o tym. Twoje życie powoli się układa, a ja chciałbym być jego częścią. W sensie... - zająknąłem się, bo to brzmiało jakbym chciał sobie z nią układać życie, mieć dzieci i tak dalej, ale przerwała mi, rzucając mi się na szyję. Zaskoczony, przytuliłem ją po chwili. Zacisnęła uścisk i schowała głowę w moje ramię.
-Wiem, że właśnie mówiłam, że potrzebuję czasu i bezpiecznej odległości, ale musiałam cię przytulić, bo jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi, czegoś tak słodkiego. - trzymając ją w objęciach nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc siedzieliśmy tak dopóki nie zrobiło nam się zimno. Potem położyliśmy się na asfalcie i wpatrywaliśmy się w gwiazdy, trzymając się za ręce. To dobry znak, prawda?


_______________________________

Po pierwsze przepraszam ,za moją nieobecność. Nie mogłam się zebrać do pisania. Miałam kupę roboty, ale jest. Niedługo następny, obiecuję. Postaram się to jakoś wyostrzyć, w sensie opowiadanie. O jezu, nawet nie wiem co mówię, teraz. No dobra. Kocham was wszystkich! Niektórych komenty są takie słodkie, że mam ich ochotę przytulić, tak jak Hope Justin'a. Dobra, już skończyłam haha.

Kocham Was!
Do następnego!

-Mara






7 komentarzy:

  1. Awwwwwwwww *.* Wreszcie się doczekałam *.* Boskie *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszałaś, jestem :D No... Piszesz świetnie! Ja czytam raczej ff o 1D, ale czasem robię wyjątki, jeśli coś mnie zaciekawi. Nie będę pisać za wiele pochwał, bo jak to mówią: Nie chwal dnia przed zachodem słońca xD
    Ale myślę, że to by nic nie zmieniło (chyba, że na lepsze :D)
    Czekam na następny rozdział, pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze się że w końcu wróciła ale masz mało czytelników (tak mi się wydaje) ponieważ była bardzo długa przerwa. Nie zniechęcaj się i pisz dalej jak najczęściej to po jakimś czasie wrócą

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam cię do liebster awards http://jedzalbogin.blogspot.com/p/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne! Wróć i pisz dalej, chcemy tego więcej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam za spam'a

    Witaj.
    Jeśli jesteś miłośnikiem książek, albo stoisz na rozdrożu książkowym "Przeczytać, nie przeczytać" , lub po prostu szukasz czegoś na zimowo-jesienny wieczór. Zapraszam na bloga z recenzjami książek młodzieżowych.
    http://recenzje-przerwy-miedzy-ksiazkami.blogspot.com/
    Niestety dopiero wspinani się na szczebel blogowy, co równa się z tym że potrzebujemy czytelników, jednakże zapraszam już teraz ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń