Hope
Wiatr kołysał drzewa, a jego zimny powiew otulał moje policzki. Wstałam z asfaltu, ponieważ robiło mi się zimno. Spojrzałam na Justin'a, ale on leżał z zamkniętymi oczami. Myślałam, że może zasnął, więc nie chciałam go budzić. Wstałam i wyjęłam z jego kieszeni kluczyki. Mruknął cicho, ale nie ruszał się. Burczało mi w brzuchu i już nie mogłam wytrzymać tego ciągłego głodu. Poza tym mogłabym wystraszyć Justin'a moim wielkim apetytem. Gdy tak leżeliśmy, zdradził mi, że kupił jakiś sok i kanapki z Subway'a.
Przeskoczyłam przez płot i przycisnęłam guzik otwierania drzwi samochodu, a później bagażnika. Nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Swoją drogą, jego samochód był jednym z tych droższych. Prawdopodobnie jego rodzice byli bardzo bogaci i wynagradzali go za dobrą naukę. Albo złą...?
Zajrzałam do bagażnika i zobaczyłam dwa kartony soku oraz jakieś kanapki. Pachniały tuńczykiem. Och, kocham tuńczyka. Czy on właśnie próbuje skraść moje serce?
Rozejrzałam się szukając szklanki. Przecież nie będę pić z kartonu. To trochę niehigieniczne.
Zamknęłam bagażnik i weszłam na tylne siedzenie. Nic tam nie było, sprawdzałam nawet pod siedzeniami. Potem przeszłam na przednie siedzenie pasażera. Od razu oświeciło mnie, że w schowku mogą być jakieś szklanki albo chociaż plastikowe kubki. Otworzyłam schowek, po męczeniu się z jego zabezpieczeniem. Zobaczyłam plastikowe kubki, więc po prostu po nie sięgnęłam, ale coś jeszcze przykuło moją uwagę. Przesunęłam stertę gazet i map i zobaczyłam... broń. Najprawdziwszy czarny pistolet P-64 leżał przede mną, w schowku, a ja nie wiedziałam co zrobić, jak zareagować. Przecież widziałam już broń, sama jej używałam. Ale Justin? On też? Czy ja zawsze muszę trafiać na jakichś niebezpiecznych typków? Albo może po prostu kupił ją sobie dla swojego własnego bezpieczeństwa? Może nie powinnam go oceniać z góry. Na pewno nie powinnam. Po prostu mu o tym powiem. Jestem pewna, że ma na to jakieś usprawiedliwienie.
Zabierając kubki, sok i kanapki i zamykając schowek wyszłam z auta i zamknęłam je przyciskiem. Przeszłam na drugą stronę, co było dość ciężkie z tym całym balastem; i usiadłam na asfalcie. Justin odwrócił się na bok i otworzył oczy.
-Hej. - powiedział zachrypniętym głosem. Uśmiechnął się.
-Hej. - szepnęłam. Nie wiedziałam czy powinnam mu powiedzieć i być poważna czy nie. Widząc moją minę od razu usiadł gwałtownie i zmarszczył brwi.
-Coś się stało? Źle się czujesz? Coś z mamą? - zapytał. Zaśmiałam się na jego reakcję.
-Nie, wszystko jest wspaniale. - uśmiechnęłam się do niego i nie mogłam powstrzymać śmiechu. Jego twarz zrobiła się pogodniejsza, ale nadal patrzył na mnie ze znakiem zapytania wypisanym na twarzy.
-Co cię tak śmieszy?
-Nic. - odpowiedziałam i przysunęłam się, żeby dać mu buziaka w policzek. Podniósł brwi ze zdziwienia.
-A to za co?
-Po prostu to było słodkie. Że się martwisz.
-Nie za bardzo wiem, jak ktoś mógłby się o ciebie nie martwić.
-Jestem aż taką ofiarą losu? - oboje zaśmialiśmy się.
-No w sumie. - powiedział uśmiechając się. Przybliżyłam się i uderzyłam go w ramię, śmiejąc się. Zlustrował moją twarz i w ułamku sekundy jego twarz była przy mojej. Serce zaczęło mi walić i byłam prawie pewna, że on sam słyszał jego głośne bicie. Spojrzał mi głęboko w oczy, a potem przeniósł wzrok na moje usta. Ja zrobiłam tak samo. Trwaliśmy w takiej pozycji przez długi czas. Dotknęliśmy się nosami i nasze oddechy były nierówne. Musnął moje usta swoimi. Jeden raz. Drugi. Trzeci. W pewnym momencie zagryzłam wargę. Frustrowało mnie to, że nawet nie próbował mnie pocałować. Chciałam tego. Chciałam poczuć jego usta na moich od kiedy pamiętam. Och, kurwa. Chciałam tego od kiedy wszedł na lekcji chemii i usiadł koło mnie.
-Hope. - szepnął, wpatrując się w moje oczy. -Ja, nie mogę.
-Czego nie możesz? - zapytałam. Przysunęłam się do niego, lekko przejeżdżając moimi wargami o jego. Warknął, na co się uśmiechnęłam.
-Nie mogę cię pocałować. Nie powinienem. - nadal byliśmy blisko, ale ze zdziwienia, odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie, a następnie spuścił głowę.
-Że co? Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.
-Nie jestem odpowiedni dla ciebie. Nie powinnaś się ze mną spotykać.
-Więc dlaczego mnie zaprosiłeś? - zapytałam oburzona. To było dla mnie dziwne. I może nie czułam się zraniona, ale odrzucona. Wydawało mi się, że chociaż trochę mnie lubi, ale może się myliłam. Zapewne, jak zawsze.
-Bo czułem się, jakbym był ci to winien.
-Winien?! - wykrzyknęłam wyrzucając ręce w górę. -Nie musiałeś. Nie wiedziałam, że cię do tego zmuszam. - wstałam, przecierając ręce z kurzu. On zaraz za mną.
-Hope, to nie tak. Zależy mi na tobie, ale-
-Nie musisz się tłumaczyć, Justin. Rozumiem.
-Nie, nie rozumiesz. Hope, nic nie rozumiesz. Zależy mi na tobie. Jesteś najzabawniejszą, najbardziej wkurzającą, najfajniejszą dziewczyną, z jaką kiedykolwiek gadałem. - zakryłam twarz dłońmi, zasłaniając uśmiech, który wkradł się na moje usta. -Po prostu nie powinnaś się ze mną spotykać.
-Nienawidzę cię. - odparłam. Zaskoczony podniósł głowę, otwierając usta. -Najpierw mówisz mi te wszystkie miłe rzeczy, a potem oczekujesz, że zgodzę się na twoje warunki. - pokręciłam głową. -Jak chcesz, Justin. To twój wybór. Ja się do niego dostosuję. - szepnęłam i uśmiechnęłam się słabo. I w tym momencie po prostu poczułam pustkę. Taką wielką dziurę, którą wywiercił mi Justin. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, ale w tym samym momencie obrzucić go pięściami. Wiem, że nie oglądaliśmy razem filmów, nie siedzieliśmy na wszystkich lekcjach w szkole, ale mimo wszystko, byliśmy bliżej niż dwa miesiące wstecz. Ugh, nieważne. Żadnego chłopaka do trzydziestki. Nie no, nie wytrzymam. Spojrzałam na niego jeszcze raz. Chciał mnie pocałować, wiedziałam to; ale dlaczego tego nie zrobił? Nie będzie mnie przecież powstrzymywać wiecznie, bo jestem pewna, że pewnego wieczoru się na niego rzucę i powiem mu jak bardzo mi się podoba. Dlatego właśnie żadnego chłopaka do trzydziestki.
-Hope? - wyrwał mnie z zamyśleń.
-Tak?
-Chciałabyś gdzieś wyjść jutro? No wiesz, żeby-
-Tak. - nie mógł dokończyć, bo mu przerwałam. -Jeżeli zabierzesz mnie gdzieś, gdzie się czegoś o tobie dowiem. - uśmiechnął się łobuzersko i pokręcił głową. Wiedział, że na niego lecę, no to pięknie. -A nie, czekaj. Umówiłam się jutro z Indian'ą.
-Kim ona właściwie jest?
-Jedyną osobą, która mnie lubi.
-Ej, ja cię lubię.
-Przestań. - zrobiłam się czerwona. -Nie powinieneś. -westchnął na moje słowa.
-Uśmiechnij się i nie gadaj takich głupot, okej?
-Jasne. - szepnęłam. -Tak właściwie, to dlaczego mnie zaprosiłeś? Przecież kazałeś mi się z tobą nie spotykać.
-No tak, ale to ja spotykam się z tobą. - uśmiechnął się. Odwzajemniłam.
-Głupi jesteś. A ja ci uwierzyłam.
-Nie, Hope. Mówiłem serio. Nie powinnaś się ze mną spotykać. Jestem, jakby to powiedzieć...niebezpieczny.
-Znalazłam broń w schowku. - otworzył buzię z wrażenia.
-Hope, ja...ja...umm. Ja mogę to wyjaśnić. - podniosłam brwi w oczekiwaniu. -To się tyczy tematu "jestem niebezpieczny".
-Och... Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Myślałam, że może twój tata jest policjantem i to nie twoje auto albo...
-Nie mam taty. Auto i broń są moje. Po prostu kupiłem ją dla bezpieczeństwa. Kiedy mieszkałem w Seattle zdarzył mi się nieprzyjemny wypadek. Zostałem okradziony w biały dzień, a gdy goniłem sprawcę zostałem postrzelony w nogę. Po prostu czułem się lepiej z bronią przy sobie.
-Och. Okej. Rozumiem. Przepraszam, nie chciałam być wścibska, po prostu byłam ciekawa i trochę mnie to zaniepokoiło. - uśmiechnęłam się słabo. Kurna, po co pytałam.
-Nie przepraszaj. Cały czas to robisz.
-Prze... Okej. - nie czekając długo sięgnęłam po kanapki z tuńczykiem. Mojemu ruchowi akompaniowało burczenie w brzuchu i usłyszałam śmiech Justin'a. Oboje zaczęliśmy jeść. Minęło trochę czasu, aż w końcu zdecydowaliśmy, że pora wracać do domu.
Justin
Prowadziłem samochód, próbując przerwać ciszę, która trwała od kiedy wsiedliśmy do wozu. Spojrzałem na Hope, a ona patrzyła za okno zastanawiając się nad czymś.
-Wszystko OK? - zapytałem. Kiwnęła głową.
-Mogę zapytać cię o coś?
-Jasne.
-Bo jeżeli chodzi o tą broń... -zawahała się. -Czy kiedykolwiek z niej do kogoś strzelałeś? - Och kurwa. Dlaczego włożyłem kubki do schowka. To wszystko teraz była moja wina.
-Nie. - skłamałem.
-Groziłeś nią komuś?
-Nie. - kolejne kłamstwo.
-Czy ten pistolet jest załadowany?
-Tak. - tym razem powiedziałem prawdę. -Proszę, nie sprawdzaj.
Uśmiechnęła się i przygryzła wargę. Och.
-Wiem, jak używać broni, Justin. - odwróciłem się w jej stronę zdziwiony jej słowami. Spojrzała na mnie nieśmiało. -To długa historia.
-Mamy czas.
-Nie, nie mamy... - podkreśliła słowo "mamy" i odwróciła się do okna. Kurwa. Zdenerwowany stanąłem, zjeżdżając na pobocze. Zaczęło kropić, ale mi to nie przeszkadzało.
-Co ty robisz? - krzyknęła oburzona. -Justin! Jedź!
-Nie, dopóki nie zrozumiesz, że to, że nie będziemy się umawiać na randki, nie skreśla naszej znajomości.
-Znajomości? - zakpiła. -To nazywasz znajomością? Praktycznie przyznałam ci się, że mi się podobasz, że mam ochotę cię pocałować, że chcę czegoś więcej. To nie jest znajomość.
-Hope, nie chcę cię zranić.
-Już to zrobiłeś.
-Nie bądź taka dramatyczna. Nic ci nie zrobiłem.
-Właśnie w tym problem, Justin. Nic nie zrobiłeś.
-Co chcesz żebym zrobił?
-A czy to nie jest oczywiste? - spojrzałem na nią głupio. Nie mogę tego zrobić.
-Nie powinnaś się ze mną spotykać, rozmawiać. Nie powinienem cię dotykać ani tym bardziej całować, jakkolwiek bym tego chciał. Nie powinienem trzymać cię za rękę, ani otwierać drzwi. Nie powinienem być tu z tobą w tym samochodzie. Nigdy nie powinienem cię zapraszać. Nie powinienem był przyjeżdżać do tej szkoły. Nie powinienem tu wracać. Nie wiesz do czego jestem zdolny, Hope. Nie możesz mnie oceniać po tym co widzisz, bo nie jestem taki. Jestem niebezpieczny. - spojrzałem w jej oczy. Myślałem, że spotkam w nich strach, ale tego w nich nie było. Był w nich gniew i odrzucenie i pewnego rodzaju zrozumienie.
-Nie mów mi, że jesteś jak Jason. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Nie jestem. Jestem kimś zupełnie innym.
-Więc dlaczego tak bardzo mi go przypominasz? Zachowujesz się jak on, mówisz te same rzeczy. To wszystko jest nienormalne.
-Hope, życie to nie bajka, ani żaden film science-fiction.
-Justin, kim ty jesteś?
-Hope... - powiedziałem cicho. -Przestań.
-Kim jesteś? O co ci chodzi? - spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-To tobie, o co chodzi? Dziwnie się zachowujesz. Cały czas myślisz, że jestem twoim wrogiem. Tak jakbym jeszcze ci nie pokazał, że myślę o tobie od kiedy pamiętam, że cały czas o tobie rozmawiam i zamiast zajmować się chemią, to spotykam się z tobą. I nie robię tego z łaski. Robię to bo chcę. - powiedziałem bezmyślnie. Nawet nie zastanawiałem się nad tymi słowami. Jej zdziwiona twarz spotkała moją. -Chociaż nie powinienem.
-Ach. No tak. - powiedziała cicho i pociągnęła za klamkę samochodu, wychodząc.
-Hope, co ty- zdążyłem krzyknąć, gdyż nie było jej już w aucie. Szła poboczem, zakładając ręce na piersi. Wyszedłem z samochodu widząc, że było jej zimno przez deszcz który padał na jej włosy. Podbiegłem do niej, ale ona tylko przyspieszyła. Złapałem ją za łokieć i przysunąłem do siebie, łapiąc jej twarz w jedną z moich dłoni.
-Proszę. - szepnąłem.
-Zostaw mnie, Justin. - powiedziała drżącym głosem. W jej oczach były łzy. Tylko, że ja nie rozumiałem dlaczego. Nawet tak dobrze się nie znaliśmy, a ona zachowuje się jakbym z nią zerwał. Okej, rozumiem, że przez Jason'a ma zrytą psychikę, ale kurde... Lubię ją, może nawet coś więcej, ale nie powinienem...-Nie dotykaj mnie. -powiedziała, ale nawet nie próbowała wyrwać się spod moich dłoni. Zamknęła oczy, gdy przejechałem po jej policzku opuszkami palców.
-Nie rób tego, proszę... - powiedziała biorąc głęboki oddech. Przejechałem po jej plecach rękami rozluźniając jej ramiona i przysunąłem ją do siebie. A potem się przytuliła. Tak mocno, że zabrakło mi tchu. Nie tylko dlatego, że prawie mnie udusiła, ale dlatego, że pięknie pachniała. Jej miękkie włosy dotykały moich policzków a głowa ocieplała moje ramię. Odwzajemniłem bez wahania, pozwalając jej się wypłakać. Usłyszałem jej cichy szloch,a potem poczułem mokre, ciepłe łzy na moim t-shircie. Wzmocniłem uścisk.
-Nie płacz, proszę. - szepnąłem do jej ucha. Oderwałem ją od siebie. Na jej policzkach były ledwo widoczne czarne smugi. Wytarła nos w rękaw i spojrzała mi w oczy.
-Nie patrz na mnie. - skuliła się, próbując uniknąć mojego wzroku.
-Chodź, odwiozę cię do domu. - wziąłem ją za rękę i podprowadziłem do samochodu. Otworzyłem jej drzwi, po czym wsiadła i zapiąłem jej pasy bezpieczeństwa. Spojrzałem na nią i pocałowałem ją w czoło. Potem bez słowa wróciłem na miejsce kierowcy. Hope siedziała nieruchomo. Nacisnąłem gaz i jechaliśmy przez deszczowe miasto. Spoglądałem na nią czasami, ale ona nawet się nie ruszyła. Siedziała w jednym miejscu i nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem zapraszając ją.
-Nie rób tego więcej. - powiedziała.
-Słucham? Czego mam nie robić?
-Nie próbuj zachowywać się jakbyś był moim starszym bratem.
-Przepraszam. - mogłem się domyślić. Czyli źle zrobiłem zapraszając ją tu. Hope była taka wybuchowa. Nie rozumiałem jej. Prawdopodobnie nie rozumiałem żadnej dziewczyny. Podobałem jej się, ale nie lubiła gdy ją dotykałem. Lubiła mnie, chociaż nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Po wczorajszym pocałunku coś się w niej zmieniło. Wcale go nie pamięta, ale może coś czuje. Jej telefon zadzwonił i przerwał moje myśli.
-Halo. - powiedziała cicho. -Co? A...tak, tak... Jestem z Justin'em w samochodzie. - zarumieniła się i spojrzała na mnie. - Co?... O co ci chodzi?... Nie... Skąd to wiesz?... Byłam wstawiona... - westchnęła. -Ugh, cicho Indie. To nie jest śmieszne... Jasne. Do jutra, pa.
Spojrzałem na nią, a ona na mnie. Przez chwilę nawet się do mnie nie odzywała, ale potem westchnęła i zmarszczyła brwi.
-Pocałowałeś mnie wczoraj, prawda? - zapytała patrząc na mnie gniewnie.
-Pocałowałeś mnie wczoraj, prawda? - zapytała patrząc na mnie gniewnie.
No i dowiedziała się prawdy, w końcu! :D Cieszę się, że Indie powiedziała jej, że Justin ją pocałował. Mam nadzieję, że zrobi to znowu *.* Mi też się wydaje tak, jakby on był Jasonem. Czekam na kolejny! Nie zawieszaj :(
OdpowiedzUsuńwww.collision-fanfiction.blogspot.com
woho. genialne, dopiero "dzisiaj" przeczytalam ten fanfic i sie zakochama. Pisz dalej, czekam na next :)
OdpowiedzUsuń