Minęły dwa tygodnie odkąd Justin zostawił mnie taką osłupiałą. Czułam się jak dziwka. Wszyscy omijali mnie łukiem, szczególnie Justin i co gorsza, Chris. Razem z Indie nie spotykałyśmy się już tak często, ponieważ zajmowałam się mamą. Dzwoniłam do Niny i Indie często, ale nadal nie mogłam opanować się od myślenia o mamie. Ostatnio nawet wróciła pijana i nakładała na siebie tonę pracy, aby tylko nie myśleć o tacie. Jeżeli chodzi o niego, to kazałam mu wyjść z naszego domu i zostawiłam jego spakowane walizki na zewnątrz, po które przyjechał w weekend. Czułam się przybita. Nie mogłam znieść rozłąki i dystansu jaki dzielił mnie od Justina. Każda myśl, że zraniłam jego albo jego uczucia przepoławiała mi serce.
Zamiast być wzorową uczennicą i uczyć się do testów postanowiłam przyjąć propozycję Luke'a i od około dziewięć dni prowadziłam nasz gang, który składał się z jedenastu osób, w które skład wchodziła Alexis, Luke, Aaron, Harry, Tony, Leah, Valentina, Cole, Joe, Fred i ja. Zorganizowaliśmy spotkanie, które miało na celu znaleźć dwóch nowych uczestników naszej grupy i właśnie w tym momencie stałam tam słuchając opinii wszystkich zebranych.
-Potrzebny nam ktoś młody. - powiedział Luke. -Ktoś w wieku Hope.
-To nie ma znaczenia. - odezwałam się wzdychając. -Musimy mieć kogoś pełnoletniego. 21 lat to maximum.
-No dzięki! - wykrzyknął z sarkazmem Aaron. Aaron był bardzo zaborczy i wulgarny. Często przeklinał i nie przejmował się zbytnio dziewczynami. Raczej stosował zasadę "laska na jedną noc". Był z nas najstarszy, ponieważ miał 26 lat.
-Sam się wciągnąłeś w to gówno, Ron. Nawet nie wiem dlaczego w tym tkwisz. - mruknęłam zgodnie z prawdą.
-Nie, sam się nie wciągnąłem. - pokręcił głową Aaron. -Jason mnie w to wciągnął.
-No to witam w klubie! - Alexis podniosła ręce do góry. Jej zielone oczy całkowicie kontrastowały z rudymi, kręconymi włosami, których jej zazdrościłam.
-Wydaję mi się, że wszyscy tutaj jesteśmy tylko kupką ludzi wciągniętych w tą paranoję przez tego chuja. - powiedział Tony.
-Jak już coś planował, mógł chociaż przeżyć. - Valentina szepnęła. To ukłuło mnie w serce. Zamilkłam i spuściłam głowę. Reszta niestety to zauważyła.
-Nie możemy go winić. To i tak nic nie zmieni. - warknęłam. -Musimy się skupić na naszym składzie. Im szybciej, tym lepiej.
-Viewers wysłali nam dwójkę. Powiedzieli, że to żółtodzioby i nie mają czasu się nimi zajmować. - Leah przewróciła oczami.
-Kurwa, jaka strata czasu. - tym razem Tony przeklął pod nosem.
-Musimy ich wziąć. - Alexis.
-Nie. Co jeżeli to szpiedzy? - Fred.
-To gówno już dawno się skończyło. Viewers to nasi sprzymierzeńcy. Podesłali nam dwójkę, żeby pokazać nam swoje oddanie. - Joe.
-Taa... Takie oddanie to ja pierdolę. - Ron.
-Stop. Przecież muszą przejść przez okres próbny.
-To szalone, Happy.
-Potwierdzam. - Cole przeczesał swoje loki ręką. -Musimy myśleć trzeźwo. Viewers zgodzili się na pakt, ale nie od zawsze tak było.
-Co? - Valen zmarszczyła brwi. Podczas całej rozmowy Harry nawet się nie odezwał, ale pamiętałam go sprzed dwóch lat. Był wtedy jednym z najlepszych przyjaciół Jasona i jako jedyny był tutaj ze swojej woli. Nikt go nie zmuszał, nikt go nie wciągał. Tylko ja i on znaliśmy historię o Viewersach. W końcu odezwał się opierając się o murek.
-Jedna dziewczyna o imieniu Emily została do nas przyszła na "okres próbny". Była jedną z lepszych, co było zaskakujące. zważając na jej staż. - widziałam jaki ból sprawiało mu opowiadanie o niej. Przecież byli razem w tamtym czasie. -Okazało się, że była jedną z nich i została wysłana jako szpieg. Im i tak była niepotrzebna ponieważ wszystkie informacje przekazywała przed naszymi akcjami. Mieliśmy wtedy kodeks. -Jego oczy zaświeciły lekko w ciemnym świetle. Och, on nadal ją kochał.
-Czekaj, co się z nią stało? - zapytała Valen przełykając ślinę. Cisza.
-Kodeks mówił, że szpieg musi zostać zabity przez osobę, z którą miał najbliższe więzy. Mieliśmy taką małą egzekucję. - na moje słowa dziewczyny wytrzeszczyły oczy. -Dlatego też ludzie z gangów nie byli blisko siebie. Woleli się od siebie oddalać, by nie zranić siebie i drugiej osoby.
-Czekaj, ale... kto ją zabił? - Cole popatrzył na mnie z nadzieją, że to nie byłam ja. Oboje z Harrym milczeliśmy wpatrując się w siebie. Jego wzrok mówił, że wcale nie chce tego robić, ale przytaknął głową.
-Ja. - powiedział cicho. Wszyscy odwrócili się w jego stronę. Włosy przysłaniały mu oczy, a ręce zamknął na piersi. -Ja to zrobiłem.
Wiatr był jedynym dźwiękiem, który wypełniał pustą ciszę. Ja tylko mogłam wyobrazić sobie co przeżywał zabijając dziewczynę, którą kochał.
-Viewersi mieli okrutne zasady, ale każdy ich przestrzegał. Wiem, że jestem teraz waszą liderką, ale nie chcę byście tak o mnie myśleli. Jesteśmy jedną zgraną grupą. Mam nadzieję, że wiecie co robić. Jutro spotkamy się o tej samej porze. Jeżeli macie możliwość, to moglibyśmy sobie zorganizować jakiś lokal, garaż, cokolwiek. - wszyscy przytaknęli. -Każdy ma mój numer, więc jeżeli macie jakieś problemy albo pytania to śmiało. Nie będę waszą przytulanką ani chusteczką do mazania się, ale spróbuję pomóc. Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się słabo. Wszyscy rozeszli się zostawiając mnie samą z Harrym, który nadal opierał się o murek. Spojrzałam na ekran telefonu widząc wiadomość od mamy; a potem na Harry'ego.
-Wszystko okay? - zapytałam podchodząc bliżej.
-Ta, jasne.
-Jak chcesz. - usiadłam koło niego podpierając się. -Nie rozmawiałeś z nikim od tego incydentu.
-Nie potrzebuję rozmowy. Całe moje życie milczałem i ukrywałem kłamstwa, aby teraz napierdalać ludziom o tym jak się czuję?
-Mógłbyś spróbować.
-Nie.
-Posłuchaj... Wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego i...
-Różnica jest taka, że Emily nie zmartwychwstała, Hope.
-Masz rację, ale to nic nie zmienia. Moje serce popękało na kawałki, przez długi okres czasu powstrzymywałam łzy, które płynęły strumieniami i byłam w totalnej rozsypce. Wszystko wydawało się takie prawdziwe i... kurwa ja go kochałam. Tak jak i ty kochałeś Emily. I zamiast ją uratować to ty strzeliłeś jej kulą w łeb.
-Mieliśmy to zrobić razem.
-Co?
-Mieliśmy oboje popełnić samobójstwo. Byliśmy gotowi, nawet trzymała broń w ręku. Plan był taki by strzelić do siebie nawzajem, ale ona nawet nie pociągnęła za spust. Powiedziała, że podziękuję jej później...
-Oddała ci swoje życie, Harry.
-Nie chciałem tego. Chciałem, żeby była.
-Docenisz to kiedyś. - szepnęłam.
-Kurwa, byłem taką cipą. Nawet nie potrafiłem popełnić samobójstwa... Strzelałem do ludzi przez tyle lat, a gdy przystawiałem pistolet do swojej skroni drżała mi dłoń.
-To oznaka dojrzałości, nie słabości. - powiedziałam kładąc rękę na jego ramieniu. Siedzieliśmy tam chwilę, aż w końcu oboje ruszyliśmy do domu.
***
Następnego dnia było pochmurno i miałam dosyć siedzenia w klasie od biologi. Co chwilę patrzyłam na Justina i Chrisa, którzy tym razem usiedli razem. Chyba wszystko było okej pomiędzy nimi od czasu naszej kłótni. Chris posłał mi słabe spojrzenie rzucając karteczkę. Otworzyłam ją bezszelestnie.
Nie patrz tak na mnie, błagam. Nie mogę ci pomóc.
Wzięłam długopis pisząc szybko.
Powiedz Justinowi by spotkał się ze mną po szkole.
Rzuciłam ją w jego stronę. Chris najpierw spojrzał na nią, a potem podał Justinowi. Ten parsknął śmiechem, celując we mnie tą samą karteczką.
-Dupek. - wysyczałam. Pan Hollis wzburzył się słysząc moje słowa.
-Hope Turner, proszę wstań. - zrobiłam, co polecił. Justin zaśmiał się głośno. -To samo tyczy się ciebie, Justin.
-Ja nic nie zrobiłem. - odburknął.
-Nic mnie to nie obchodzi. Zakłócasz moje lekcje. Oboje proszę do dyrektora.
-Od papieru się chyba nie umiera... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale pan Hollis uderzył w stół.
-Wystarczy. Do dyrektora, już!
Powędrowałam do drzwi, Justin zaraz za mną. Otworzyłam je, a on z trzasnął z impetem.
-Co za chuj. - powiedział cicho. Złapałam Justina za rękę, ale on natychmiastowo ją wyrwał. -Nie rób tego.
-Justin, proszę cię, wysłuchaj mnie. - przystanęłam. -Nie możesz mnie unikać.
-Owszem, mogę. A teraz przepuść mnie, muszę iść do dyrektora. Zresztą z twojej winy.
-Z mojej?! Gdybyś nie był takim dupkiem może nie robiłbyś sobie kłopotów.
-Chyba żartujesz sobie ze mnie! - krzyknął zdenerwowany.
-Justin, unikasz mnie... Nawet nie mogłam wyjaśnić tego wszystkiego, co stało się w moim pokoju.
-Ale co ty chcesz wyjaśniać? Chyba powiedziałaś mi to, co chciałaś, nie? - zaczął iść w stronę pokoju dyrektora, ale zatrzymałam go.
-Nie. Justin, ja nie potrzebuję twojej ochrony. Nie chcę żebyś siedział na moich schodach i denerwował się na Chrisa za to, że zaoferował mi podwózkę. Nie chcę żebyś za mną chodził, sprawdzał mnie, pilnował. - głośno wciągnęłam powietrze. -Chcę, żebyś był.
-Byłem. - powiedział po chwili. -Ale nie zauważałaś tego.
-Chcę, żebyś był, kiedy tego potrzebuję. Chcę, żebyś rozmawiał ze mną, śmiał się. Chcę, żebyś był moim przyjacielem...
-Nie gadaj bzdur, Hope. Byłem kiedy tego chciałaś. Bylem kiedy tego nie chciałaś. Byłem twoim kurewskim przyjacielem, ale ty tylko odpychałaś mnie za każdym razem. - spuściłam głowę. -Wiesz, co jest najgorsze? Że lubię cię. Polubiłem cię i każdą chwilę, którą z tobą spędziłem pamiętam dokładnie. Możesz udawać, że jesteś inna, skrzywdzona, prześladowana, opuszczona, ale to nie jest prawda. Ty ludzi po prostu odpychasz, bo myślisz, że tak jest lepiej.
-I mówisz to ty. Ten, który jest "niebezpieczny", ale nadal umawia się z laskami.
-Jedyną dziewczyną, z którą się umówiłem byłaś ty. - miał rację. Ugryzłam się w język. Kurwa. -Bo zależy mi na tobie.
-Doceniam to. Mi również na tobie zależy.
-Ugh, chodź. Nie mam zamiaru tutaj stać. Jebać dyrektora. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Uśmiechnęłam się łobuzersko i wyszłam razem z nim kierując się w stronę jego samochodu.
w koncu nowy rozdział :3
OdpowiedzUsuńGenialny, czekam na next :*
Zapraszam serdecznie na spis ff z Demi Lovato
OdpowiedzUsuńhttp://demilovatospisff.blogspot.com/